poniedziałek, 19 października 2015

Hej, hej, hej :D

DarkFace wraca do żywych, czyli przywrócenie z martwych dawnego pomysłu ;)
Nikolay Penchev, Aleksandar Atanasijević i Aida Achrem
Co z tego wyjdzie? Nie mam pojęcia, mam tylko nadzieję, że znajdzie się ktoś chętny do poczytania :)

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Epilog.

Życie.
Jest najwspanialszym prezentem, jaki możemy dostać od Boga. Każdy chce przeżyć je na swój koszt, na swój sposób. Popełniamy w nim błędy, cieszymy się, płaczemy. Często jednak zapominamy o tym, co jest w nim najważniejsze.
W naszych czasach ludzie stali się wielkimi indywidualistami, jednostkami, które na pozór są samowystarczalne. Jest to największa bujda, jaką kiedykolwiek wymyślono. Każdy potrzebuje kogoś, z kim będzie mógł przez życie iść, w szczęściu i zdrowiu, czy smutku i chorobie. Nie to jest najważniejsze. Jedną z najbardziej cenionych rzeczy i równocześnie tą, o której najwięcej osób teraz zapomina jest miłość.
Każde z uczuć jest na jakiś sposób niezrozumiałe, niepojęte. Według mnie jednak, najtrudniejszą sztuką całego życia, jest sztuka kochania. Musimy umieć poświęcić samego siebie dla tej drugiej osoby. Ważne jest, aby to co sami czujemy było odwzajemnione. Wtedy tylko możemy poznać całe piękno oddania, ufności i szczerości. Tylko i wyłącznie wtedy, kiedy trafimy na kogoś, kto jest w stanie poświęcić dla nas tyle, ile my sami możemy z siebie dać. Tylko wtedy to uczucie jest sprawiedliwe i w 100% prawdziwe.
Miłość nigdy nie przychodzi od tak, to coś o co musimy z całych sił walczyć. Jeżeli już połączy ono dwie osoby, musimy nauczyć się naszego partnera. Poznać go całego, nie śpieszyć się.
Bo właśnie wspólne życie jest tym, co sprawia nam najwięcej problemów. Nie jest ono usłane różami i widziane przez różowe okulary. To ciągłe rozterki, chwile zazdrości, momenty szczęścia. Nie można się we wszystkim zgadzać, trzeba mieć własne zdanie, inaczej utracimy samych siebie. Zagubimy się w ścieżkach nieporozumień, niedopowiedzeń i kłamstw. A człowiek, który zgubi sam siebie nie jest nic wart.

...

Sierpień 2020

Ciepłe promienie słońca ogrzewają dość mocno moje odkryte ramię. Leżąc na kanapie, rozkoszuję się ciepłem jakie daje. Ciągłe siedzenie w domu nie wpływa tak dobrze na moje samopoczucie. Nie lubię być zamknięta w czterech ścianach, a przy moim aktualnym stanie jest to nieuniknione. 
Z subtelnym uśmiechem na ustach przekręcam głowę w bok i otwieram delikatnie powieki. Moje nagłe zainteresowanie powoduje głośny śmiech dzieciaków, które zabawia aktualnie mój mąż. Piotruś i Krzysiu gonią się jak szaleni pi całym ogrodzie, na co mój małżonek reaguje kręceniem głowy. Zerka w moją stronę i puszcza mi oczko.
Czuję się spełniona. Jestem szczęśliwą matką i żoną. Nie żałuję niczego, czego w życiu dokonałam. Każda najmniejsza rzecz miała znaczenie, bo doprowadziła mnie do momentu, w którym aktualnie się znajduję. 
Nasz sielankowy nastrój przerywa głośny dźwięk telefonu. Lekko się krzywiąc wstaję i kieruję się do mieszkania. W połowie drogi dogania mnie mężczyzna, z którym przez to życie kroczę. 
- Kochanie, miałaś nie wstawać. - Krzywi się wypowiadając te słowa.
- Jeszcze nie umieram. - Przewracam oczami. - Lepiej nie zostawiaj ich samych.
- Przez minutę nic im się nie stanie. - Śmieje się i jak gdyby nigdy nic bierze mnie na ręce.
- Zwariowałeś! - Piszczę zaskoczona. - Puść mnie, bo jeszcze Ci się kręgosłup złamie.
- Nie przesadzaj. - Całuje mnie delikatnie w czoło. - Muszę dbać o moje księżniczki.
Kręcę głową, ale posłusznie pozwalam zanieść się do kuchni, w której odnajduję natrętnie dzwoniące urządzenie. Zerkam na wyświetlacz i uśmiecham się szeroko. W końcu ktoś przypomniał sobie, że ma siostrę.
- To Wojtek, wracaj do dzieciaków. - Mówię przeciągając palcem po dotykowym ekranie.
- Jasne. - Mruczy cicho, skrada mi całusa i ucieka na werandę.
- No kogo to moje uszy słyszą. - Rzucam i z ulgą przysiadam przed włączonym wiatrakiem.
- Asia, nie mam czasu na głupoty. - Mówi przerażony, a ja zaczynam się denerwować. - Zaczęło się cholera!
- W końcu. - Oddycham z ulgą. - I jak tam Olivia?
- Nie wiem zabrali ją na porodówkę, mi kazali zostać, ja tu zaraz osiwieję! - Jego drżący głos przyprawia mnie o mimowolny chichot.
- Spokojnie, na pewno wszystko pójdzie dobrze. Przyjechałabym Cię wspierać, no ale sam wiesz, nie dam rady teraz jechać, poza tym ten potwór nigdzie mnie nie wpuszcza! - Skarżę się.
- I bardzo dobrze, musi o Was dbać. A jak się w ogóle czujesz?
- Całkiem, całkiem. Tylko malutka nieźle daje mi popalić. - Dotykam mocno już zaokrąglonego brzucha, sama jestem na półmetku ciąży, która niestety jest zagrożona. Z tego właśnie powodu wszyscy dbają o mnie, jakbym była nieubezpieczonym granatem, no ludzie, dajcie oddychać!
- Dobrze, silna ma być po wujku. - Śmieje się Włodarczyk. - Dobra kończę, muszę się jakoś do niej dostać.
- Zadzwoń mi od razu po! 
- Oczywiście. Kocham Cię siostra.
Nie daje mi szansy na odpowiedz. Z uśmiechem odkładam telefon, kiedy słyszę sygnał kończący połączenie. Tak, mój kochany braciszek zostanie za niedługo tatusiem. Olivia okazała się tą jedyną, rok temu odbył się ślub, a teraz właśnie ich rodzina się powiększa. Cieszyłam się i to bardzo, wiedziałam, że Wojtek nigdy nie poczuje się samotny, pod tym względem byliśmy swoimi przeciwieństwami. Ja czasem działałam na własną szkodę.
Jakoś doczłapałam z powrotem na zewnątrz i od razu sięgnęłam po szklankę z sokiem. Chłodna ciecz przyniosła mi odrobinę orzeźwienia. 
Myślami wróciłam do dnia, który wszystko zmienił.

Wrzesień 2015
Spokojny wieczór zapowiadał się nader dobrze. Niecierpliwie czekałam, aż Tomek wróci z pracy. Przygotowałam dobrą kolację, zapaliłam świeczki. Punkt 19 mój chłopak zjawił się w domu. Z uśmiechem wygładziłam czarną sukienkę i podeszłam do niego, kiedy pojawił się w salonie.
- A z jakiej to okazji? - Zapytał obejmując mnie czule.
- Bez okazji. - Ucałowałam go w policzek. - Zrobiłam Twoje ulubione spagetti.
- Jesteś najlepsza! - Zaśmiał się prowadząc mnie w stronę stołu.
Zasiedliśmy wspólnie do kolacji, przy której omawialiśmy ostatnio odbytą wycieczkę. Jaśmowicz porwał mnie w Bieszczady, w których mogłam w spokoju odpocząć. Było to idealne miejsce na długie spacery, na które wtedy dawałam jeszcze radę chodzić. Było idealnie.
- Kochanie, musimy porozmawiać. - Oznajmił mój partner po sprzątnięciu stołu.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się i podążyłam za nim w kierunku sofy.
- Posłuchaj, dużo ostatnio myślałem. - Odetchnął zdejmując marynarkę. - O tym co nas łączy, co oboje czujemy i doszedłem do jednego bardzo ważnego wniosku. Powinniśmy dać sobie spokój, to i tak nie ma przyszłości. - Jego słowa zaszokowały mnie na tyle, że nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. - Nie miej mi tego za złe, kocham Cie i gdybym mógł to spędziłbym z Tobą całe życie. Niestety co bym nie robił, Ty i tak nie będziesz w stanie pokochać mnie, oddałaś już komuś swoje serce i jest to ktoś, z kim będziesz szczęśliwa, ponieważ on także odwzajemnia to uczucie. Żałuję, że nie jestem to ja, ale życie pisze różne scenariusze i najwyraźniej nasze drogi mają się tylko przeciąć, nie podążają w tym samym kierunku. - Odgarnął mi z twarzy zabłąkany kosmyk. - Proszę więc, żebyś mi wybaczyła to co zrobiłem. Wiem, że tylko tym sposobem pozwolisz sobie pomóc, inaczej nikt inny nie mógłby popchnąć Cię w kierunku szczęścia.
Nic z tego nie rozumiałam. Siedziałam jak sparaliżowana i słuchałam tego, co wygadywał. Miliony pytań kłębiły mi się w tym momencie w głowie, lecz dopiero kiedy chłopak pocałował mnie delikatnie i poszedł otworzyć komuś drzwi zdołałam opanować się w minimalnym stopniu. Trzeźwość umysłu wróciła, kiedy obok mnie pojawił się nie kto inny jak On.
- Skąd wiedziałeś? - Zapytałam słabym głosem.
- To nie ważne. - Przytulił mnie mocno. - Pozwól sobie być szczęśliwą, zresztą nie tylko o sobie powinnaś myśleć. Macie dużo do wyjaśnienia.
Po tych słowach opuścił pomieszczenie, a ja zostałam sam na sam z człowiekiem, o którym tak usilnie starałam się przez ostatnie tygodnie zapomnieć. Zerknęłam na niego przestraszona i szybko spuściłam głowę.
- A więc to prawda? - Przerwał panującą między nami ciszę.
- Zależy o co pytasz. - Wskazałam mu miejsce obok.
- To moje dziecko? - Wskazał na mój brzuch.
Kiwnęłam głową i mimowolnie ułożyłam na nim dłoń, pod którą momentalnie poczułam ruch.
- To bliźniaki. - Uświadomiłam go z uśmiechem. 
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - Zapytał nieźle zdziwiony.
- A co miałabym Ci powiedzieć? - Popatrzyłam mu w oczy. - Chciałam wszystko naprawić wtedy w Krakowie, ale pojawiła się Natalia, a Ty... Nie byłeś sobą.
- Przepraszam. - Kucnął obok mnie i położył dłonie na moich biodrach. - Wszystko spieprzyłem.
- To moja wina, nie Twoja. - Dotknęłam niepewnie jego policzka. - Gdyby nie ja wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Tak, Twoje mądre pomysły... Zgadzam się. - Zażartował.
- Ej! - Oburzyłam się. - Całkiem bez winy nie jesteś. 
- Dobrze, mądralo. - Zaśmiał się. - A teraz mam dla Ciebie bardzo poważną propozycję.
- Zaczynam się bać. 
- Nie musisz. - Uśmiechnął się niepewnie i wyszukał w kieszeni małego pudełeczka. Nie wiedziałam za bardzo o co chodzi, dopóki nie ukazał mi jego wnętrza. Widok pierścionka przyprawił mnie o zawrót głowy. - Wyjdź za mnie. - Poprosił.
- Zwariowałeś.
- Tak, ale na Twoim punkcie.

Potem wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie. Poród, ślub, kolejne dziecko. Miałam wrażenie, jakby był to sen, z którego boję się obudzić, gdyż jest zbyt piękny. Na szczęście to prawda, mam ich, tylko to się liczy.
- I co chciał Twój kochany braciszek? - Obok mnie pojawił się Wrona.
- Dziecko mu się rodzi. - Uniosłam kąciki ust do góry, kiedy przyciągnął mnie do siebie. - Cieszę się, że Was mam.
- To ja się cieszę, że dałaś mi szansę. - Pocałował mnie w skroń.
- Tym potworkom dziękuj. - Kiwnęłam w stronę dzieciaków. 
To chyb one wybrały nas i to dzięki nim jesteśmy dziś razem. Ja zawalczyłam o swoje, zaryzykowałam, ponieważ nie mogłam już stracić nic cenniejszego. To była dobra decyzja.

KONIEC

...

Tym oto sposobem kończymy historię Joanny Włodarczyk i Andrzeja Wrony.
Nie powiem, ciężko pisze mi się to pożegnanie, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy.
Dziękuję Wam za te 52 tyś. wyświetleń, za te 275 komentarzy, za 32 obserwatorów.
Jesteście wielcy i dlatego każdemu z osobna dedykuję ten epilog.

Po raz już ostatni pragnę poprosić Was o komentarz. Pokażcie ile Was tutaj było, opiszcie to co Wam się podobało, a co nie. Czekam na krytykę, bo wiem ,że są rzeczy, które na pewno irytowały. Zwykła buźka.

A teraz pozwolę sobie podziękować  kilku wyjątkowym osobom, bez których tego opowiadania by nie było.

lemurek79 : To właśnie jej powinniście dziękować najbardziej, dzięki niej piszę, to ona wciągnęła mnie w cały ten bloggerski świat, za to z całego serduszka dziękuję <3

Winka : Twoje groźby, wzdychania kiedy było okej i wszystko co tutaj pozostawiłaś na długo zostaną w moim serduszku. Tak jak chciałaś, jest happy end, zadowolona? <3

Em. : Em, oj Em. Możesz sobie nie zdawać sprawy, ale wielokrotnie podnosiłaś mnie na duchu :)

strangebeat 3 : z Twoją opinią także niezmiernie się liczę, dziękuję że byłaś, że wspierałaś, że wytrwałaś :*

Daria - Siatkówka : szacun, że dajesz radę być na bieżąco na wszystkim co moje :D zawsze jako pierwsza obserwujesz, także wiedz, iż jestem tego świadoma :)

~Pyskata~ : kochanie moje i o Tobie zapomnieć nie mogę :D wieczne opieprze na gg, za to właśnie Cię uwielbiam ;*

Dit Te : oj Ty wiesz, że w moim serduszku masz miejsce specjalne, jak zauważyłam jesteś tutaj od rozdziału 2, bardzo dziękuję <3


i oczywiście gorące podziękowania dla mojego najwierniejszego czytelnika!

Agnieszka Nowak : tak Aguś, byłaś tutaj chyba od początku, to na Twój komentarza zawsze czekałam z utęsknieniem, bo jeżeli Tobie się podoba, to znaczy, że jest dobrze :) dziękuję, że byłaś

Jest Was naprawdę za dużo, żebym o każdym miała coś napisać. Po prostu DZIĘKUJĘ!

Już po raz ostatni tutaj, Wasza

~DarkFace.

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 16.

*Trzy miesiące później*

Przez ten okres czasu w moim życiu zaszło kilka istotnych zmian. Po pierwsze, skończyłam pracę przy Lidze Światowej i nie przedłużyłam kontraktu z PZPS-em. Nasza reprezentacja wyszła z grupy na drugim miejscu. Ostatecznie nie udało im się stanąć na podium, przypadło im najgorsze, czwarte miejsce.
Po drugie, mój braciszek, Wojciech Julian Włodarczyk dostał powołanie! Najpierw do kadry B, lecz chwilę później został zaproszony na zgrupowanie w Arłamowie. Siatkarze mogli zabrać na nie swoje rodziny, ja jednak nie zgodziłam się towarzyszyć Olivii. Spotkanie z Wroną nie byłoby dobrym pomysłem.
Właśnie Wrona... Andrzej i Natalka. Jak się okazało, tapeciara to jakaś jego była dziewczyna, z którą stracił kontakt po przeprowadzce z Warszawy. Teraz "ukochana" odnalazła go i tworzą wręcz "idealną" parę. Niestety, moje serce mogłoby nie wytrzymać ich widoku. I tak zniosłam wiele, gdyż na każdym kroku podczas meczów rozgrywanych w Polsce środkowy dawał mi do zrozumienia jak niewiele dla niego znaczę.
Bolało... Straszliwie mnie to bolało, dodatkowo maleństwo jakie nosiłam pod sercem... Nie chciałam dla niego takiego losu, życia bez ojca. Dlatego też zdecydowałam się chyba na najbardziej szalony krok w życiu, po raz pierwszy tkwię w normalnym związku z kimś , komu na mnie zależy. To, że sama cierpię, że nie czuję do niego "tego czegoś" nie ma zupełnie znaczenia. Najważniejsze jest dla mnie dziecko i zrobię wszystko, aby miało wspaniałą rodzinę.
Pierwszy też raz dopuściłam do siebie kogoś bliżej. Bliżej nawet niż bliźniaka, Seba stał się moim prawdziwym przyjacielem. Tylko on będzie wiedział, że ojcem mojego maleństwa jest Wrona. Mimo, że nie przepada za moim partnerem, wspiera mnie na każdym kroku, a to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Po prostu jest i za to cenię go najbardziej.
W końcu nadszedł dzień, w którym mogłam na spokojnie spotkać się z bratem, za którym muszę przyznać, zaczęłam tęsknić. Bez obaw mogłam pojechać do Spały, nie było szansy, żebym spotkała tam Andrzeja, gdyż Karollo wskoczył na jego miejsce w kadrze. Starałam się myśleć o siatkarzu jak najmniej, zwłaszcza że bardziej powinnam się skupiać na mężczyźnie, obok którego budziłam się każdego ranka. Tomek, bo to właśnie on zdobył moje względy, dość szybko zorientował się, że moje serce należy do kogoś innego i codziennie starał mi się pokazać, ile dla niego znaczę.
Zastanawiałam się, jakim cudem zgodził się być ze mną teraz, kiedy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jestem w ciąży. Nie mogłam go okłamywać. Moje ciało zdradzało mnie na każdym kroku, a brzuch wyglądał, jakbym była czymś wypchana, co się dziwić, taka prawda.
Poniedziałek powitał mnie wręcz idealną pogodą, o którą zaczynałam się już modlić. Deszcz miarowo bębnił o szybę. Dobrze, że chociaż dziś było chłodniej, bo powoli zaczynałam wariować od wiecznych upałów. Z lekkim uśmiechem odwróciłam się na drugą stronę i ręką odszukałam chłopaka. Kiedy moja dłoń na nic nie natrafiła otworzyłam zdziwiona powieki. W sypialni byłam sama.
Przetarłam więc oczy i przeciągnęłam się. Mój żołądek zareagował na to głośnym burczeniem. Zaśmiałam się cicho i delikatnie dotknęłam sporej już wielkości brzucha.
- Ktoś tutaj jest głodny. - Powiedziałam cichutko, gładząc miękką skórę.
- Dlatego zawsze możecie liczyć na mnie. - Odezwał się Tomek, który pojawił się w drzwiach z tacą pełną jedzenia. Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok.
- Zawsze wiesz czego potrzebuję. - Pocałowałam go w policzek, kiedy przysiadł obok. - Co dziś mamy w menu?
- Tosty z serem i szynką, jajko na miękko i sok pomarańczowy. Krótko mówiąc to, co lubisz najbardziej. - Pocałował mnie w nos, pogładził lekko mój brzuch i wstał.
- A Ty gdzie? - Zapytałam zdezorientowana.
- Muszę iść do pracy głuptasie. - Zaśmiał się.
- To która już jest? - Czyżbym zaspała?
- Dopiero 8, spokojnie. Dziś muszę być wcześniej. - Uspokoił mnie zakładając marynarkę.
- Myślałam, że się nie wyrobię. - Odparłam wgryzając się w ciepłą kromkę.
- Kiedy Ty zamierzasz jechać do tego Wojtka? - Zerknął na mnie poprawiając krawat.
- Dziś i chyba tam zostanę. - Uśmiechnęłam się. - Załatwił mi miejsce w autobusie, mogę z nimi jechać do Torunia, tam się spotkamy, co Ty na to?
- Ale ja nie dam rady Cię dziś zawieźć kochanie. - Odwrócił się.
- Seba mnie podwiezie, ma dziś wolne. Wczoraj wieczorem do niego dzwoniłam. - Poinformowałam go od razu.
- Kochanie... Wiesz, że go nie lubię. - Westchnął.
- Tomek, nie przesadzaj. - Przewróciłam oczami. - To mój przyjaciel.
- Wiem, wiem. - Nachylił się nade mną i skradł mi szybkiego buziaka. - Będę tęsknił.
- Ja też. - Przyciągnęłam go do siebie i zachęciłam do trochę dłuższej pieszczoty.
- Spóźnię się zaraz. - Wymruczał niskim głosem.
- Już jestem grzeczna. - Poprawiłam się i wróciłam do jedzenia.
- Kocham Cię. - Posłał mi uroczy uśmiech i wyszedł z pokoju.

Zbierać zaczęłam się kilka minut po 9. Z Sebastianem umówiona byłam dopiero na 11. Miałam więc nadzieję, że jakoś się wyrobię.
Najpierw postanowiłam spakować torbę. Wyrzuciłam do niej masę ubrań, które na pewno przydadzą mi się podczas kolejnego tygodnia. Następnie przygotowałam kosmetyczkę i wskoczyłam pod prysznic.
Starannie wykonałam poranną toaletę i w wyśmienitym humorze opuściłam łazienkę.
Od razu też zabrałam się za włosy, które w miarę szybko ogarnęłam. Później makijaż, nad którym trochę powiedziałam. Zadowolona wrzuciłam wszystko do torby i zapięłam ją z trudem. Mimo, że była naprawdę ogromna, ilość butów jaką zamierzałam zabrać zdecydowanie przerosła nawet moje oczekiwania.
Na końcu już wyszukałam w szafie czegoś cieplejszego, co dodatkowo zakryje mi brzuch. Nie chciałam, aby Wojtek zorientował się od razu, kiedy tylko opuszczę samochód. Zdecydowałam się więc na taki, a nie inny komplet.


Miałam nadzieję, że to wystarczy. Wyrzucałam do torebki akurat telefon, kiedy drzwi od pokoju otworzyły się z impetem.
- Jak się dziś czuje mamuśka? - Zapytał roześmiany przyjaciel.
- Jak zwykle świetnie. - Przytuliłam go na powitanie.
- Bardzo mnie to cieszy. - Mrugnął i poparł się pod boki. - Gdzie masz rzeczy?
- Tam. - Kiwnęłam w stronę bagażu.
- Okej, idziemy.

Droga minęła nam w bardzo miłej atmosferze. Buzie nam się nie zamykały. Do Spały dotarliśmy dopiero po 18, gdyż po drodze mojemu maleństwu zachciało się obiadu. Zaparkowaliśmy pod hotelem na ostatnim wolnym miejscu.
- On wie, że już jesteśmy? - Zapytał Seba.
- Już po niego dzwonię. - Odpowiedziałam wyciągając telefon.
Po kilku minutach z budynku wybiegł uśmiechnięty bliźniak.
Widząc go, nie czekałam ani chwili i rzuciłam się w jego wyciągnięte ramiona. Bliźniak złapał mnie ze śmiechem i ucałował w czoło.


- Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale Włodarczyk, tęskniłem za Tobą. - Zaśmiał się gładząc mnie po włosach.
- Powiedziałabym, że ja nie, ale nie będę kłamała. - Zachichotałam i odsunęłam się w końcu od niego.
- Hej. - Seba podał mu dłoń.
- Miło mi Cię w końcu poznać. - Uśmiechnął się Wojtek.
- Mi również. - Popatrzył na mnie. - To ja uciekam.
- Tylko rzeczy wezmę.
- Ja je zaniosę. - Odparł Wojtek.
- Spokojnie, dam radę. - Zaśmiał się niższy. - Który pokój?
- 201. Karol powinien tak być.
- Jasne. - Przytulił mnie mocno. - Trzymaj się mała.
- Zadzwonię! - Krzyknęłam za nim jeszcze.
- Miły jest. - Skomentował Włodarczyk.
- W końcu ktoś Ci pasuje. - Zaśmiałam się.
- W sumie dobrze, że znalazłaś w Krakowie pracę, przynajmniej nie musisz sama siedzieć w Bełchatowie przez całe wakacje. - Uśmiechnął się prowadząc mnie w kierunku parku.
- Miałabym co robić, nie martw się. - Westchnęłam. Nie wiedział, że wcale nie przedłużyłam umowy i dorabiam teraz w małej kawiarence, z której ledwo coś mam.
- A w sumie wiesz już, kiedy wracasz? - Zapytał, a ja odwróciłam głowę. - Bo wiesz, nie wiem jak wyjdzie z wrześniem. Jeżeli polecę na Puchar, nie będzie mnie jeszcze dłuższy czas.
- Wiem, chciałabym żebyś dostał powołanie. - Usiadłam na małej ławeczce.- Ja też. - Uśmiechnął się zajmując miejsce obok. - Więc jak?
- Wojtek... - Przełknęłam ślinę, nie wiedziałam jak zareaguje na wiadomość. - Bo ja wcale nie zamierzam wracać.
- Co? - Odezwał się po chwili. - Jak to nie zamierzasz?
- Nie dam rady. - Odwróciłam głowę w jego stronę. Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- To przez niego? - Objął mnie ramieniem. - Aśka proszę, przecież nie muszę się z nim widywać w domu. Nie rób mi tego.
- Nie o to chodzi. - Uśmiechnęłam się krzywo. - Pamiętasz Jaśmowicza?
- Tego, który tak Cię irytował? Z PZPS-u? - Zmarszczył brwi.
- Tak, właśnie jego. - Przymknęłam oczy i uciekłam wzrokiem w bok. - Bo tego... Ja z nim jestem.
- Że kurwa co? - Wstał i potrząsnął mną lekko. - Czyś Ty kobieto oszalała? Jakie jesteś z nim? Na głowę Ci się rzuciło?
- Nie krzycz na mnie. - Popatrzyłam na niego ze złością i także wstałam. - Myślisz, że co? Będę płakała nie wiadomo ile po gościu, który najzwyczajniej w świecie ma mnie gdzieś? Nie jestem na tyle głupia! Sama nie wychowam dziecka! - Ugryzłam się w język, ale niestety było już za późno. - Cholera. - Dodałam widząc jego minę.
- Jakiego dziecka? - Wychrypiał zaszokowany. - Asia?
- No jestem w ciąży. - Mruknęłam zajmując z powrotem miejsce. - Nie widać? - Odwiązałam płaszczyk i pokazałam Włodarczykowi brzuch.
- No trochę Ci się przytyło, ale nie sądziłem, że...
- No to już możesz sądzić. - Okryłam się ponownie.
- Który miesiąc? - Bałam się tego pytania. Dlatego też po prostu milczałam. Wojtek nie dał sobie mydlić oczy. Kucnął obok mnie, położył dłonie na moich policzkach i zmusił mnie, żebym spojrzała mu w oczy.
- Asia, który to miesiąc?
- Piąty. - Odpowiedziałam niepewnie.
Wojtek chwilę coś liczył, po czym jego oczy rozszerzyły się do rozmiaru pięciozłotówek. Otworzył usta, po czym zaraz je zamknął. Widziałam malujące się w jego spojrzeniu nieme pytanie, na które musiałam odpowiedzieć, w końcu i tak by mnie to nie minęło.
- Tak.
- Musisz mu powiedzieć. - Odezwał się poważnym tonem.
- Chyba zwariowałeś. - Parsknęłam pod nosem. - Nie ma nawet takiej opcji.
- On musi wiedzieć!
- Nie. - Odpowiedziałam dobitnie i wstałam. - Jeżeli mu powiesz, to więcej nie zobaczysz mnie na oczy. - Zabolały go moje słowa. - To moje życie i ja będę decydowała jak je przeżyję, jasne?
- Jak chcesz.

Do hotelu wróciliśmy dopiero koło 19. Śmiejąc się głośno wpakowaliśmy się do pokoju. Moje rzeczy już tam były, Seba zostawił je tutaj zaraz po przyjeździe. Niestety nie one przykuły moją uwagę. Na jednym z łóżek siedział nie kto inny jak... Wrona. Na jego widok głos uwiązł mi w gardle, a wszystko co czułam odżyło.
- Cześć Asia. - Krzyknął Karol i od razu do mnie podbiegł.
- Hej. - Uśmiechnęłam się ściągając płaszcz.
- Uuu, komuś się przytyło.
- No tak wyszło, ale spokojnie, jakoś to zrzucę. - Zaśmiałam się.
- Lepiej już zacznij!
- Kłos, odwal się od mojej siostry. - Wojtek zmierzył go wzrokiem.
- Ja jej tylko doradzam!
- Urodzi, to jej się schudnie. - Podsumował Andrzej, który stał już przy drzwiach. Jak widać jest aż nader spostrzegawczy.
- Jesteś w ciąży?! - Krzyknął Karol.
- Jak widać. - Odparłam lekko zmieszana.
- Do jutra. - Rzucił Andrzej i opuścił pokój, mimo głośnego sprzeciwu drugiego środkowego.
- Jesteście jacyś niedorobieni. - Mruknął Kłos pod nosem.

Następnego dnia obudziłam się przed Wojtkiem. Z racji tego, że Kubiak mieszkał sam, do niego wpadł Karol, a ja zajęłam jego łóżko. Była dopiero 6, ale jakoś nie chciało mi się spać.
Po wizycie w łazience, zabrałam się za dojadanie pizzy, która została z wczorajszego wieczora.
Po posiłku ubrałam coś wygodnego i odpowiedniego do panującego za oknem ciepła.


Napisałam jeszcze Wojtkowi kartkę i wyszłam na spacer.
Pozwoliłam, aby nogi niosły mnie same. Zwiedziłam okolicę, obeszłam wszystkie sportowe obiekty, kompleks był naprawdę wielki.
Swoje ostatnie kroki skierowałam na halę. Krocząc korytarzem dobiegł mnie dźwięk odbijanej piłki. Zdziwiło mnie to, ktoś miałby grać o tej porze?
Weszłam jednak boisko i od razu tego pożałowałam. Idiotą, który nie spał o tej porze okazał się środkowy, którego nie miałam ochoty widzieć.
- Już spadam. - Odezwałam się pierwsza i zawróciłam na pięcie.
Niestety, Wrona nie odpuścił i po chwili zatrzymał mnie na korytarzu.
- Zaczekaj, chcę pogadać.
- Nie mamy i czym. - Chciałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił.
- Asia, ja... - Powiedział patrząc mi w oczy. - Nie mogę o Tobie przestać myśleć.
- Andrzej proszę, nie utrudniaj nam tego.
- Nie chcę o Tobie zapominać, wiem jak się zachowywałem, wiem że dawałem Ci do zrozumienia, że to koniec, ale ja tak nie potrafię. - Chwycił moją twarz w dłonie. - Proszę popatrz na mnie. - Spełniłam jego prośbę. - Daj nam ostatnią szansę.
- Ty jesteś z Natalią...
- Nie jestem. - Przerwał mi. - Zerwałem z nią kilka tygodni temu. Okazało się, że wróciła tylko dla pieniędzy.
- Przykro mi. - Tego się nie spodziewałam...
- Nie ma czego, nie zależało mi na niej. - Pogładził moje usta. - Proszę.
- Jestem z kimś. - Powiedziałam cicho, a w moich oczach zebrały się łzy. - I to tak na poważnie.
- Asia... - Podniosłam dłoń i wskazałam na palec, na którym znajdował się pierścionek.
- Spóźniłeś się. - Głos mi zadrżał.
- To jego dziecko?
- Tak...
Siatkarz przymknął oczy i oparł czoło o moje. Z trudem hamowałam łzy, które tak bardzo chciały wydostać się na zewnątrz. Musiałam być silna, musiałam to przejść z honorem.
- Więc to koniec? - Zapytał smutnym głosem.
- Chyba tak.
- Chyba? - Popatrzył na mnie z nadzieją.
- Andrzej proszę, nie utrudniaj tego... - Oparłam czoło o jego ramię.
- Możemy się pożegnać? - Odgarnął mi włosy na bok.
- Tak. - Uśmiechnęłam się lekko.
Środkowy popatrzył mi głęboko w oczy i pogłaskał delikatnie po policzku. Wiedziałam co zamierza zrobić, ale nie byłam w stanie sobie tego odmówić. Kiedy zaczął zbliżać usta do moich wyszłam mu na przeciw i ochoczo odpowiedziałam.



Całowaliśmy się długo i namiętnie. Pieszczota była przesycona nadmiarem zgromadzonych w nas emocji. Buzował pożądaniem, tęsknotą, bólem, był wyjątkowy. Wyjątkowy, bo ostatni. Wrona przytulał mnie do siebie z całej siły, jakby bał się, że zaraz mu gdzieś ucieknę. Oboje nie chcieliśmy, aby się to skończyło. Niestety, kiedyś musiało. Oderwaliśmy się od siebie, dopiero kiedy zabrakło nam powietrza.
- Muszę już iść. - Odsunęłam się do niego i po raz ostatni utonęłam w jego oczach.
- Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał. - Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Żegnaj Andrzej. - Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie.
Dopiero, kiedy znalazłam się w hotelu, pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Opadłam na łóżko i wybuchnęłam głośnym płaczem.
Powiedział to. W końcu to powiedział, a ja po prostu go zostawiłam. Do tego okłamałam, że jestem zaręczona. Po co to zrobiłam? Sama nie wiem.
Teraz nie było już szansy na happy end. Nie tym razem.

...



Przepraszam za błędy, nie chce mi się sprawdzać.



Rozdział dedykuję Em.
Mam nadzieję, że nadrobisz w końcu wszystko, co naskrobałam przez ten czas, kiedy pracowałaś ;*



Nie zabijajcie mnie za to coś u góry, tak miało być od początku. Skargi, zażalenia i odwołania nie będą rozpatrywane!



Win, nie strasz mnie, to nie działa słoneczko ;*



Odsyłam także na Kwasa i Włodiego, którzy powstali na specjalne życzenie Winki, KLIK.



Mam też do Was sprawę. Wiem, że tym blogiem odniosłam niemały sukces, ponad 50 tyś wyświetleń, za które z całego serca dziękuję, ale odczuwam pewien niedosyt. Związany on jest z obserwującymi bloga, jest ich niecałe 30, a wiem, że mogłoby być więcej. Sprawcie mi więc proszę radość i kliknijcie kilka razy, by zaobserwować bloga. Dla Was to nic, ale moje serduszko bardzo się ucieszy. A wtedy też łatwiej mi się pisze. ;)


KOMENTUJCIE


Buziaczki,


~DF.

sobota, 22 sierpnia 2015

Wyjaśnienia.

Jak widzicie, od prawie dwóch tygodni nic się tutaj nie pojawiło. Przyznam szczerze, że epilog na tym blogu powinien się znajdować już mniej więcej od połowy lipca, no ale wyszło jak wyszło.
Prawdę mówiąc, że nie mam teraz w ogóle serca do blogów. Ani do czytania, ani do pisania. Chyba po prostu potrzebuję kilku dni tylko dla siebie. Nie zawieszam tego bloga, po prostu chcę Was poinformować, że nie wiem kiedy coś się tutaj pojawi. Mam już mniej więcej połowę, wiem co chcę żeby zawierała druga, ale nie potrafię tego ubrać w słowa, a Wy zamiast mi to ułatwiać, to mi grozicie :D. Nie no żart , jesteście najlepsi na świecie. <3
Pozwolę sobie teraz serdecznie podziękować anonimowi, który podpisał się jako "Pelucha". Twoje słowa bardzo podniosły mnie na duchu i bardzo się cieszę, że ta historia tak Ci się podoba. :)
Żeby się już nie rozpisywać, mam nadzieję że na mnie zaczekacie, aż ogarnę sobie wszystko powolutku i wrócę do Was silna, zmotywowana i z głową pełną pomysłów. Jedno jest pewne. Przysiądę i naskrobię coś na dniach, jestem Wam to winna.
Życzcie mi tylko weny, niczego więcej nie trzeba.

Wasza oddana jak nigdy,
~DarkFace.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Prośba.

Mam do Was ogromną prośbę. Jeżeli chcecie informować mnie o nowościach na Waszych blogach, to bardzo proszę, żebyście robili to w specjalnie do tego przeznaczonej zakładce. W innym wypadku Wasze komentarze będą usuwane, a jest to naprawdę denerwujące zajęcie.
Kolejny rozdział już niebawem. Tymczasem zapraszam na 1, która pojawiła się u Andersona i Włodarczyka. http://wyborylosu.blogspot.com/2015/08/1kazdy-sen-jest-jak-psychoza-ze.html
Pozdrawiam,
~Azrael.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 15.

Tak jak planowaliśmy, w Krakowie byliśmy grubo przed czasem. Zjedliśmy dobry obiad, po czym Seba podwiózł mnie na umówione spotkanie. Obiecał zaczekać do końca, a później zawieźć mnie do hotelu, w którym miałam być zameldowana. Marzyłam już o chwili tylko dla siebie, miałam ochotę chociaż trochę poleniuchować.
Oczywiście nie obeszło się także bez zwiedzenia galerii. Postanowiłam zmienić ubrania, aby na spotkaniu prezentować się nienagannie, chciałam popracować chociaż chwilę.



Na Tauron Arenie byłam o 15.45. Zostawiłam sobie kilka minut zapasu, gdybym nie mogła znaleźć odpowiedniego gabinetu. Niepewnie pchnęłam jedną ręką szklane drzwi i od razu natknęłam się na ochroniarza.
- Hala jest zamknięta. - Odezwał się zaskoczony, kiedy zarejestrował moją obecność. - Proszę opuścić obiekt.
- Jestem umówiona z Panem Tomaszem Jaśmowiczem. - Odpowiedziałam przystając.
- Zaraz to sprawdzę. - Odburknął starszy mężczyzna, a ja stłumiłam chichot. Entuzjazm wręcz od niego bił.
Rozejrzałam się z zainteresowaniem po przestronnym holu, hala jak hala, nie wiem co ludzi w niej tak urzekało. No ale z fanatykami nie pogadasz i tak nie zmienisz ich podejścia. Czekałam cierpliwie, aż ochroniarz ustali wszystko przez mały mikrofon przypięty do kołnierzyka granatowej koszuli.
- Proszę za mną. - Poinformował mnie w końcu.
Posłusznie podreptałam za mężczyzną w stronę schodów. Wspólnie wspięliśmy się na piętro, po czym zostałam skierowana do odpowiednich drzwi. Przeklinając się za niezażycie leków przeciwbólowych stanęłam przed gabinetem i zapukałam. Słysząc "proszę" pchnęłam drzwi i znalazłam się w jasnym pomieszczeniu. Wszystko urządzone było bardzo nowocześnie.
- Dzień dobry. - Odezwałam się w stronę dość młodego i szczerze mówiąc przystojnego mężczyzny.
- Dzień dobry. - Wstał z przyklejonym do twarzy uśmiechem i wyciągnął w moją stronę dłoń. - Tomasz Jaśmowicz.
- Joanna Włodarczyk. - Uścisnęłam jego rękę, po czym usiadłam na wskazanym przez niego krześle.
- Cóż to się Pani stało? - Zapytał kiwając w stronę gipsu.
- Miałam mały wypadek, na szczęście nic strasznego. - Machnęłam lekceważąco prawą kończyną.
- No dobrze. - Zmierzył mnie wzrokiem. - Zatem zaczynajmy.

Omówienie wszystkiego nie zajęło nam dużo czasu. Ustaliliśmy ile zarobię, wspólnie obeszliśmy pustą w tym momencie halę. Starałam się chłonąć jak najwięcej, ale Tomasz naprawdę nie dawał rady mnie zainteresować. Mimo, że mówił całkiem z sensem, jego paplanina odnośnie wielkości hali, jej możliwości i w ogóle ani trochę do mnie nie trafiała. Chodziło mi tylko o organizację tych cholernych spotkań i zakończeniu tego rozdziału.
Zaczynać miałam następnego dnia o 10. Otrzymałam wszystkie wytyczne odnoście przydzielonego mi hotelu, wręczono mi identyfikator i pokazano gdzie mam się zjawić. Zadowolona opuściłam halę i leniwie skierowałam się do samochodu Sebastiana. Chłopak siedział z przymkniętymi oczami i słuchał na słuchawkach muzyki. Najciszej jak potrafiłam wsiadłam do środka i postanowiłam trochę go nastraszyć. Podnosiłam już rękę, aby zacząć go łaskotać, kiedy ten otworzył oczy i przyjrzał mi się groźnie.
- Ani mi się waż. - Odezwał się zaspanym głosem i wyciągnął z uszu małe korki.
- Dobra. - Mruknęłam zapinając z trudem pas.
- Więc gdzie jedziemy? - Zapytał zakładając okulary na nos.
Podałam mu odpowiedni adres i już po chwili mknęliśmy w odpowiednim kierunku. Droga nie trwała długo, gdyż hotel znajdował się zaledwie kilka minut od hali. Przynajmniej nie musiałam się martwić o to, jak docierać będę do pracy. Spacerek na pewno mi posłuży.
Po dotarciu na miejsce od razu poszłam się zameldować. Wszystko obyło się bez problemu i kilka minut przed 18 wnosiliśmy już wspólnie z Kowalczykiem moje bagaże. Czekałam na górze, aż chłopak doniesie moją ostatnią torbę. W międzyczasie w małej kuchni postawiłam wodę. Miałam ochotę uraczyć się gorącą herbatą, a mojemu towarzyszowi na pewno przyda się kubek mocnej kawy.
- Asia? - Krzyknął zatrzaskując za sobą drzwi.
- Jestem w kuchni. - Wychyliłam głowę zza rogu. - Kawy?
- O, bardzo chętnie. - Uśmiechnął się siadając na jednym z krzeseł.
Szybko przygotowałam dwa napoje, a z bagażu podręcznego wyciągnęłam paczkę ciastek. W końcu coś przegryźć się przyda.
- Daj pomogę Ci. - Obok pojawił się Seba i przejął ode mnie gorące naczynia. W końcu z tą ręką to nie za wiele mogłam zdziałać.
- Częstuj się. - Uśmiechnęłam się siadając naprzeciwko.
- Dzięki. - Upił łyk kawy i odetchnął. - Masz szczęście. - Puścił mi oczko.
- Z powodu? - Podniosłam wzrok znad słodzonej w danym momencie herbaty.
- W tym hotelu są zameldowani siatkarze. - Poruszył zabawnie brwiami, a ja łapczywie wciągnęłam powietrze w płuca. Z tego akurat nie zdawałam sobie sprawy.
- To... - Przełknęłam ślinę i wysiliłam się na uśmiech. - Fajnie.
- Coś nie tak? - Zapytał widząc moją niemrawą minę.
- Wszystko ok. - Zapewniłam i od razu zmieniłam temat.

Mimo tego, że każdy dzień spędzałam na hali, ani jeden raz nie minęłam się z Wroną. Posiłki zamawiałam do pokoju, więc na przypadkowe spotkanie w restauracji szans nie było. Piątkowego poranka obudziłam się z dziwnym przeczuciem. Miałam być na meczu i tam już na pewno spotkanie oszczędzone mi nie zostanie. Wstałam i od razu skierowałam się do łazienki. W kilka minut ogarnęłam swój wygląd, koszulkę Wojtka zmieniłam na luźną koszulkę z nadrukiem, a na tyłek naciągnęłam czarne rurki.
Stojąc przed lustrem dotknęłam niepewnie brzucha. Za jakiś czas nie będę się już mieściłam w ubrania. O ciąży starałam się myśleć na razie jak najmniej, nie to było moim największym zmartwieniem. Za cel obrałam sobie rozmowę z Andrzejem i tego też trzymać się musiałam.
Zdecydowanym krokiem powróciłam do sypialni i chwyciłam do ręki hotelowy telefon. Zacisnęłam klawisz z numerem 1 i czekałam, aż połączy mnie z recepcją. Niestety najwyraźniej nie mieli dziś czasu przyjąć mojego zamówienia. Zmuszona byłam udać się tym razem na dół i tam zjeść śniadanie.
Zamknęłam pokój i podreptałam do windy. Nacisnęłam guzik i czekałam, aż kabina się otworzy. Z racji tego, że było już grubo po 10, miałam nadzieję, że siatkarze opuścili już budynek i pojechali na trening. Szybko dotarłam na parter i odszukałam hotelową restaurację.
Jakie też było moje zdziwienie, kiedy po otwarciu drzwi moim oczom ukazała się grupa kilkudziesięciu wielkoludów siedzących przy stolikach. Nikt nie zwrócił uwagi na moje pojawienie się. Rozważałam nawet opcję wycofania się, ale mój żołądek szczerze buntował się na ten pomysł. Podeszłam więc do okienka i zamówiłam jajecznicę z pomidorami, oraz szklankę soku pomarańczowego.
Z napojem w dłoni ogarnęłam wzrokiem salę. Niestety jedyny wolny stolik znajdował się na samym środku. Podeszłam do niego powoli i odstawiłam szklankę na blat. Dopiero kiedy usiadłam na krześle przyjrzałam się znajdującym się przy stoliku obok osobom. Na moje nieszczęście byli to siatkarze. I to nie byle jacy, grupka w składzie : Kłos, Drzyzga, Nowakowski, Kurek i... Wrona. Ten ostatni siedział z widelcem zatrzymanym w połowie drogi do otwartych ust i patrzył na mnie oczami wielkości pięciozłotówek.
" Tak Andrzejku, ja się Ciebie też tutaj nie spodziewałam." Odezwałam się sama do siebie i z lekkim uśmiechem skinęłam głową w stronę Kłosa.
- Włodarczyk, Ty tutaj? - Krzyknął Karollo i szybko zerwał się z krzesła, aby zamknąć mnie w mocnym uścisku, który skwitowałam cichym śmiechem.
- Tak wyszło. - Puściłam mu oczko.
- Jak miło. - Usiadł na przeciwko, a ja zerknęłam na jego towarzyszy, którzy patrzyli na nas z dziwnym wyrazem twarzy. Jedynie Andrzej nie poruszył się nawet o milimetr. - Ale, że akurat tutaj?
- Dostałam pracę przy organizacji Waszych meczów. - Odparłam opierając się o siedzenie. - No i tutaj mnie zameldowali.
- A no chyba, że tak. - Ogarnął mnie wzrokiem i lekko zmrużył oczy na widok mojej lewej ręki. - Co żeś narobiła? - Zapytał od razu.
- Bliskie zderzenie z asfaltem. - Odpowiedziałam poważnie.
- Te Andrzej. - Kłos odwrócił się w stronę przyjaciela, a ja zamarłam. - Jej nie można samej zostawiać, krzywdę sobie robi!
- Jest dorosła. - Odparł drugi środkowy, który zdążył już doprowadzić się do porządku i aktualnie wstawał od zajmowanego stolika. - Niech sobie radzi. - Dodał jeszcze i nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem, wyszedł.
- Musisz mu wybaczyć. - Zwrócił się do mnie cicho Karol. - Trochę jest nie w humorze.
- Tsa, ciekawe czyja to wina. - Rzuciłam z przekąsem.
- No nie żeby coś... - Popatrzył na mnie znacząco. - Ale troszkę przegięłaś.
- Karol. - Westchnęłam patrząc na chłopaka. - Nie praw mi kazania jak Wojtek.
- Zastanów się po prostu, czy nie żałujesz. - Posłał mi pokrzepiający uśmiech. - A teraz wybacz, obowiązki wzywają.
Dopiero teraz zauważyłam, że zostaliśmy sami. Wszyscy zdążyli już restaurację opuścić.
- Jasne, nie zatrzymuję Cię. - Pomachałam mu. - Do zobaczenia później.
- Później? - Zapytał zdziwiony.
- Będę na meczu.

Pierwsze spotkanie Polaków z Lidze Światowej rozpocząć się miało o 20.25. Ich przeciwnikami mieli być Rosjanie. Poproszono mnie, abym pojawiła się na nim już o 18 i dopilnowała ostatnich poprawek.
Na 15 byłam umówiona w znajdującym się nieopodal hotelu salonie fryzjerskim. Chciałam jakoś wyglądać, a o włosy aktualnie szczegółowo zadbać nie miałam jak. Stawiłam się więc na miejscu i pozwoliłam, aby to fryzjerka zabawiła się dziś moimi przydługimi już kosmykami. Mimo wszystko je lubiłam i wizja pozbycia się ich ani trochę nie przypadła mi do gustu. Poddałam się więc zabiegowi i niecierpliwie czekałam na końcowy efekt.


Zaraz po powrocie od fryzjera zajęłam się swoim makijażem. Ciemne cienie, kreska, mocno wytuszowane rzęsy i krwistoczerwone usta. Byłam zadowolona z tego jak wyglądałam. Pozostało mi jedynie zmienić ubrania i mogłam wybywać. 
Z racji tego, że trochę czasu jeszcze miałam zamówiłam obiad i skonsumowałam go przeglądając w międzyczasie jakąś gazetę. Nie wiedziałam nawet, kiedy uciekła mi godzina. Kiedy zerknęłam na zegarek, mało nie dostałam zawału. Była już 17.20, a ja nie byłam gotowa do wyjścia. 
Czym prędzej zgarnęłam przygotowane ciuchy i biegiem rzuciłam się w stronę łazienki. Że też ja zawsze muszę zostawiać sobie wszystko na sam koniec.


Punkt 17.30 wyszłam z pokoju i trochę spokojniej ruszyłam na halę. Póki co nie miałam się czego obawiać.
Na miejscu byłam kilka minut przed czasem, ale roboty nie brakowało. A to ktoś nie podłączył któregoś z reflektorów, a to stolik nagle sam się przestawił. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik najpóźniej do 19. Wszyscy uwijali się z niesamowitą prędkością i o dziwo udało się nam zdążyć.
Lekko zasapana zajęłam miejsce, jakie przypadło mi dzisiejszego dnia. W tłumie, który z minutę na minutę starałam się odszukać znajomą sylwetkę pewnego przyjmującego. Wiedziałam, że Wojtek ma się pojawić, niestety nie dane mi było go przed meczem odszukać.

Ku uciesze znajdujących się na hali kibiców, spotkanie rozstrzygnęło się na korzyść Polaków, którzy pokonali Rosjan w szybkim, trzysetowym spotkaniu. Starałam skupić się na grze orzełków, jednak nie przychodziło mi to łatwo. Moje myśli krążyły wokół pewnego środkowego i tego, o czym zamierzałam mu powiedzieć.
Po ostatnim gwizdku na trybunach zawrzało. Każdy cieszył się jak mógł. Chłopcy ładnie podziękowali za przybycie i rozsiedli się na parkiecie. Czekało ich jeszcze rozciąganie.
Czekałam cierpliwie, aż skończą. W końcu chciałam dziś odbyć tą jakże ważną rozmowę. Siatkarze zaczęli się rozchodzić, a ja ruszyłam za dwójką środkowych. Karol z racji kontuzji w meczu nie brał udziału, ale dzielnie towarzyszył kolegom i dopingował ich ile sił w płucach.
W korytarzu prowadzącym do szatni nie było już ludzi. Szybko więc zagrodziłam im drogę i zadarłam głowę, aby spojrzeć jednemu w twarz.
- Możemy porozmawiać? - Zapytałam cicho.
- Chyba nie mamy o czym. - Uciekł wzrokiem i chciał odejść.
- Sądzę, iż jednak mamy. - Chwyciłam go za rękę. Nie mogłam odpuścić.
- To ja Was zostawię. - Odezwał się Karol i tyle go widzieli.
- Słucham. - Zapytał Wrona i cofnął się o krok zakładając ręce na piersi.
- Bo ja... - Zaczęłam niepewnie. - Chyba się pomyliłam.
- Ciekawe z czym. - Prychnął.
- Andrzej, bo ja... - Odetchnęłam i popatrzyłam mu prosto w oczy. Teraz albo nigdy. - Jestem...
- Wronka! - Pisnął ktoś za nami, a ja raptownie odwróciłam się w stronę damskiego głosu. Ku nam zmierzała niska, wytapetowana blondyneczka. Uniosłam brwi ku górze, kiedy dziewczyna dopadła chłopaka i zarzuciła mu ręce na szyję. - Wygraliście!
- Tak Nati, wygraliśmy. - Uśmiechnął się uroczo i pocałował ją mocno. Dobrze wiedział, że patrzę. Poczułam jedynie, jak moje serce rozpada się na milion małych kawałeczków. Nie mogłam się ruszyć. - Więc co chciałaś? - Zwrócił się do mnie po chwili.
- Nic. - Odparłam drżącym głosem i czym prędzej skierowałam się w przeciwną stronę.
Moje pole widzenia było znacznie ograniczone, przez cisnące się do oczu łzy. Nic więc dziwnego, że na zakręcie z kimś mocno się zderzyłam. Gdyby nie pomoc, owego ktosia, zapewne zaliczyłabym bliskie spotkanie z ziemią. Czując znajome perfumy zaszlochałam cicho i wtuliłam się w brata.
- Wojtuś... 
- Nic nie mów. - Przytulił mnie mocno i pociągnął mnie w kierunku wyjścia. 
Do końca towarzyszył nam dźwięk śmiejącej się towarzyszki Wrony.
...

Tak jak mówiłam już wcześniej, rozdział dedykuję Win. Ją obwiniajcie za coraz to nowsze problemy.
Za błędy przepraszam, nie mam siły już poprawiać.
Zapraszam także na moje TOP 10, które znajduje się w poprzednim poście, oraz do bohaterów, gdzie pojawiły się już nasze nowe postacie.
Oceniajcie i zostawcie po sobie jakiś ślad <3
W zakładce "Moja inne dzieci" pojawił się link do bloga, na którym znajdziecie wszystko co zdążyłam w ostatnim czasie stworzyć, a trochę tego jest :3
Pozdrawiam

~Azrael.

Azraelowe TOP 10.

Chcąc, czy też nie zostałam w końcu zmuszona do wypisania mojego TOP 10, ponieważ liczba nominacji (chyba 4) zaczęła mnie już przerastać i co by nikogo nie kusiło, żeby nominować mnie kolejny raz, bo drugi raz się w to bawić nie będę :D. 
Bardzo dziękuję za każdą nominację, nie bijcie, ale nie pamiętam już kto nominował, a jestem zbyt leniwa, żeby to sprawdzić. Wybaczcie... :C

Zasady TOP 10.
1. Dziękujesz za nominację.
2. Wypisujesz swoje TOP 10.
3. Nominujesz kolejne 5 osób.

No to zaczynamy. Od razu mówię, że wybrać było bardzo ciężko, bo czytam wiele genialnych blogów, zatem przedstawiam Wam te, które w szczególny sposób zapadły mi w sercu.

Tak Dorotko, musiałam <3. 
Jest to chyba już czwarty blog Dit Te i szczerze powiem (zaraz mnie zje, ratujcie!), ale chyba najbardziej skradł moje serduszko. Mimo, że jest to dopiero początek, ale znając cudowną autorkę, będzie MEGA. 
Historia Paula Lotmana, Matta Andersona (znowu kuwa on...) i Isabelli Speraw. Lotman jako kochanek, Isabella jako nieszczęśliwie zakochana i do tego w ciąży z żonatym Paulem plus na osłodę jak zawsze zbyt idealny Anderson. No ale ma mnie, jak zwykle zresztą <3.

Paulka, która zawsze wątpi w swoje umiejętności musi być doceniona, a jak!
Historia, która zawsze wpędza mnie w mega smutek. Andrzej, który stracił swoją ukochaną poznaje Zuzkę, która strasznie mu Laurę przypomina. Mimo, że tylko z wyglądu, dziewczyna szybko zapada mu w pamięć, tak jak on jej. 
Do tego oboje mają świadomość, że skądś jakby się znają. Nie wiem, co Paulka wymyśli dalej, ale niecierpliwie czekam na kontynuację.

~Pyskata~ i jej Wojtuś (stanowczo za dużo Włodarczyka w moim zestawie czytania! nie żebym była przeciwko :3). 
Iga i Włodarczyk, Pani psycholog i upierdliwy siatkarz (tylko ja mam wrażenie, że Włodi to strasznie elastyczna postać? jakiego by go ktoś nie stworzył, taki jest idealny... -_-). Połączy ich uczucie i nietypowy układ, o którym nikt wiedzieć nie może. Jak się to skończy? Sama jestem ciekawa.

Nikol i jej cudowny Włodarczyk, którego pokochałam od pierwszego wejrzenia, czy tam raczej przeczytania. 
Jak już sam tytuł nasuwa nam temat, historia oparta na małżeństwie Wojtka i Julii, Odmiennych, którzy pogubili się w swojej miłości. Blog jest już zakończony, więc jeżeli chcecie poznać tą cudowną opowieść, to z całego serca zapraszam.

Patusia i jej Wojtek. To dzięki nim piszę, dzięki nim mnie poznaliście, z całego serca dziękuję <3.
Opowieść o trudnej miłości Włodarczyka z zaręczoną Mają, siostrą jego dziewczyny. Może być coś bardziej skomplikowanego? Oczywiście, lemurek to mistrz komplikacji!
Nie zdradzę Wam zakończenia, kto nie czytał niech czyta, kto czytał, niech nie żałuje.

Em i jej Wojtuś <3. Tak dawno nic nie dodawała, że zapomniałam o czym historia jest... (tak, to mała sugestia :3)
A tak na poważnie, Karolina ( przypadek? ^.^) i Włodarczyk. Nietypowe poznanie, czegóż chcieć więcej? ( i nie, tym razem to nie przygodny seks, nie tak się poznali!) Kocham i kochać będę, zapraszam do szalonej Em. <3

Wiem, że chyba każdy opisuje u siebie bloga Win, no ale ja też musiałam. Była na nim od początku. Winiarska i Włodarczyk nie raz działali mi na nerwy swoim zachowaniem, ale teraz to już samych siebie przechodzą kuwa!
Seks układ, który przeradza się w cholerną miłość. Oboje o niej wiedzą, mimo to głupia Anka zamierza poślubić doktorka, a Wojtek wrócił do pierdzielonej Paulinki, która istnieć nie powinna! Nie sądzę, aby Win zaszczyciła nas szczęśliwym zakończeniem (za co szczerze ją nienawidzę.), ale bloga kocham, mimo że boję się otwierać coraz to nowsze rozdziały. Polecam.

Daja... Bloggerka, którą każdy według mnie powinien poznać. Nie tylko tą historię, ale każdą jaką napisała i napisze, już ja ją do powrotu przekonam!
Bartman i Iga. Dlaczego wybrałam akurat tą opowieść? Najbardziej zapadła mi w pamięć. Idealna miłość, idealni Oni. Ona zmieniła cały jego świat, On zmieniał każdy jej dzień w coś nie do opisania.
Było wspaniale, niestety... do czasu. Płakałam. Naprawdę pierwszy raz płakałam tak przy blog, mimo że wiedziałam, że tak to się skończy.
Polecam, musicie ją poznać. Linki do reszty jej historii znajdziecie TUTAJ.

Aguś, historia jest GENIALNA. 
Mimo Kubiego, który nie skradł mego serca, ubóstwiam wręcz to opowiadanie. Jest chyba najdłuższe, jakie czytałam i przyznam, że nadrobienie tych 140 rozdziałów (wtedy) zajęło mi chyba trzy noce, po których w szkole nie ogarniałam nic, no ale po coś się żyje :D.
Kubiak i Blanka, którzy wręcz się nienawidzili na początku, nagle się w sobie zakochują. Tak, ja też byłam zaskoczona, no ale bywa. Miłość, problemy, kłótnie, zagrożona ciąża i na końcu cudowna POLCIA, na którą czekałam stanowczo zbyt długo. Uwielbiam i myślę, że jeszcze do niej wrócę.

Blog dwóch autorek, które poznałam zaczynając bloggerwową przygodę. Wtedy jeszcze pisały historię Fabiana, jednak ich aktualna opowiada o Kacprze Piechockim i Blance. 
Zakochany po uszy libero i ukochana Blanka, która cały czas odsyła go do "strefy przyjaźni". Chciałabym już poznać zakończenie tej wspaniałej historii, Wam również ją polecam.

Nominuję : 

1. Em. (nie wywiniesz się kuwa)
2. Agnieszka Nowak
3. naivy <3
4. I'm a Princess
5. Autorka K. & Autorka. (musicie być razem, wybaczcie <3)

~Azrael.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 14.

Po chwili otworzyłam oczy. Na szczęście jadący wprost na mnie samochód nie mknął po drodze z morderczą prędkością i ledwo co mnie drasnął. Niestety jak zwykle miałam pecha. Niefortunnie upadłam na lewą rękę, która teraz niemiłosiernie mnie bolała. Przełknęłam z trudem ślinę i drżącą dłonią przetarłam oczy.
Byłam przerażona. Przez chwilę bałam się, że umrę. Co najdziwniejsze, nie przeszkadzało mi to, że mogłoby mnie już na tym świecie nie być. Lękiem napawała mnie świadomość, że już nigdy GO nie zobaczę. Nie poczuję JEGO silnych ramion mocno mnie obejmujących, nie poczuję słodyczy JEGO ust, nie będę mogła utonąć w JEGO pełnym uczucia spojrzeniu...
Że też ja głupia zrozumiałam to dopiero teraz, brawo Włodarczyk! Poczułam jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, a myśli przelatywały przez mój umysł, jakby brały udział w szaleńczym maratonie.
To wszystko musiało być zaledwie sekundą, jednym mrugnięciem. Sebastian padł obok mnie na kolana, krzyczał moje imię. Jego głos dochodził z daleka. Nie chciałam go tutaj, nie chciałam go wiedzieć. Gdyby się nie pojawił... Kto wie co teraz by było? Może już dawno wyjaśniłabym wszystko z Andrzejem? Powoli spojrzałam na niego kompletnie ignorując to, że domagał się ode mnie odpowiedzi na jakieś pytania.
Zacisnęłam zęby i głowę zwróciłam w stronę samochodu. Od razu też poznałam do kogo należy, że też akurat ona musiała się tutaj napatoczyć. Poczułam, że moja warga drga lekko, kiedy dziewczyna pośpiesznie opuszczała wnętrze pojazdu. Podbiegła do mnie z wielkim szokiem wymalowanym na twarzy. Adrenalina działała jak nic.
- Nic Ci nie jest?! - Krzyknęła kucając obok Sebastiana. Delikatnie pokręciłam głową, nie byłam jeszcze w stanie odpowiedzieć.
- Idiotko! -  Zwrócił się do niej chłopak. - Popatrz co narobiłaś!
- Seba... - Odezwałam się słabo. - To moja wina.
- Nie Twoja, to ona jechała za szybko!
- Nie wiem. - Olivia wzruszyła ramionami i zacisnęła drżące dłonie w pięści. - To się stało tak szybko...
- Nie przejmuj się. - Próbowałam się uśmiechnął i powoli uniosłam się do pozycji siedzącej.
- Wezwę pogotowie. - Od razu zareagował Kowalczyk.
- Nie! - Chwyciłam go pośpiesznie za ramię. - Nie chcę problemów, a oni od razu wezwaliby policję.
- Asia, musimy to zgłosić... - Próbowała mnie przekonać młoda Conte. - Muszą Cię zbadać.
- Nie. - Wyszeptałam ze łzami w oczach. - Nie chcę...
- Pozwól się chociaż zawieść na pogotowie. - Popatrzyła mi w oczy. - Proszę... Chcę wiedzieć, że nic Ci nie jest. Wojtek chyba by mnie zabił, gdyby się okazało, że Cię nie dopilnowałam.
Kiwnęłam lekko głową na znak zgody. Nie chciałam się kłócić, zwłaszcza że ból w ręce stawał się oraz dotkliwszy. Z pomocą szatyna stanęłam na chwiejnych nogach i doczłapałam jakoś do samochodu. Chłopak posadził mnie w środku i przypiął do fotela pasami, a Olivia w tym czasie pozbierała to, co wysypało mi się z toreb. Oparłam głowę o siedzenie i próbowałam unormować przyśpieszony oddech. Kręciło mi się lekko w głowie, chociaż nie uderzyłam nią nigdzie, na pewno to z nadmiaru emocji.

Obawiałam się, że w szpitalu czeka nas wielogodzinne siedzenie, jednak poczułam się miło zaskoczona, kiedy do sali weszłam po niecałej godzinie. Niepewnie usiadłam na stołku i podtrzymując delikatnie lewą kończynę spojrzałam na starszą kobietę, która kończyła wypisywać coś w kartotece.
- Cóż więc panienkę do mnie sprowadza? - Zapytała ciepło podnosząc wzrok znad kartek i przyglądając mi się spod czarnych oprawek kwadratowych okularów.
- Ja... - Zaczęłam cicho i przejechałam językiem po spierzchniętych wargach. - Miałam mały wypadek.
- Co się konkretnie stało? - Podeszła do mnie od razu i zaczęła oglądać moje lekko poranione kolana.
- Jechałam na rolkach i się wywróciłam. - Wymyśliłam na szybko. - Upadłam na rękę i ona teraz strasznie boli.
- Rozumiem. - Syknęłam, kiedy kobieta dotknęła mojego lewego ramienia. - Proszę za mną. - Nakazała kierując się do pomieszczenia obok.
Posłusznie podążyła za nią i wspólnie znalazłyśmy się w gabinecie służącym do wykonywania prześwietleń. Na szczęście dzięki temu, że miałam koszulkę z krótkim rękawem nie musiałam zdejmować ubrań. Lekarka najdelikatniej jak tylko umiała ułożyła moją lewą rękę na stole i szybko udała się do kantorka, w którym uruchomiła rentgen. Prześwietlenie nie trwało długo, toteż od razu mogłam wrócić do poprzedniego gabinetu.
Kilka minut zajęło, zanim blondynka wróciła z wywołanym już zdjęciem. Popatrzyła na niego chwilę i cmokając pod nosem pokiwała głową, jakby potwierdzając swoje przypuszczenia. Czekałam niecierpliwie na diagnozę.
- No tak, ma Pani szczęście, nastawiać nie trzeba, ale kończyna jest złamana. - Usiadła na krześle naprzeciwko. - Muszę założyć Pani gips i skieruję Panią jeszcze na dół na USG i tomografię.
- Jest to konieczne? - Zapytałam zdziwiona. - Przecież nic mi nie jest.
- Zawsze się tak mówi. - Mrugnęła do mnie. - Ale taki niby nie wypadek czasem więcej złego przynosi i lepiej dmuchać na zimne. Za godzinkę będę miała Panią calutką przebadaną i będzie Pani mogła bezpiecznie wrócić do domu, a ja zostanę tutaj z czystym sumieniem, że niczego nie ominęłam.
Westchnęłam w odpowiedzi i chcąc nie chcąc zgodziłam się na zrobienie dodatkowych badań. W krótkim czasie na mojej ręce zagościł gips. Musieli mi oczywiście usztywnić dwa stawy, a więc o jeździe samochodem nie było nawet mowy. Zdenerwowana na samą siebie podążyłam na dół, gdzie Pani doktor z pomocą młodego lekarza zrobiła mi tomografię, a następnie wysłała na szczegółowe USG całej jamy brzusznej. Nie zwracałam uwagi na to, co działo się wokół mnie. Jedyną rzeczą, którą próbowałam poskładać jakoś w całość, był fakt, że mimo wszystko muszę w poniedziałek na czas znaleźć się w Krakowie. Nie miałam pojęcia jak tego dokonam, chyba czas zaprzyjaźnić się z przejazdami komunikacji publicznej.
Po dłuższym czasie, cała przebadana czekałam na ostatnie wyniki. Oglądałam akurat jakąś tablicę w gabinecie, kiedy weszła do niego znana mi już kobieta. Gestem dłoni nakazała mi zajęcie miejsca, więc uczyniłam to od razu. Chciałam stąd już wyjść.
- Miała Pani dużo szczęścia. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. - Nic się nie stało, ale następnym razem musi Pani bardziej uważać.
- Tak, wiem. Na pewno będę.
- Sama Pani rozumie, że nie chodzi już tylko i wyłącznie o Pani zdrowie, więc nawet ruch proszę wykonywać w umiarze, ale o tym już chyba powinna Pani porozmawiać z lekarzem prowadzącym. - Popatrzyłam na nią unosząc lekko brwi.
- Nie rozumiem?
- No jak to. - Zdziwiła się. - Chyba nie chce Pani zaszkodzić maleństwu.
- Ma... - Zająkałam się. - Jakiemu maleństwu? - Zapytałam słabym głosem
- No jest Pani w ciąży. Dokładniej mówiąc zaczyna Pani szósty tydzień. - Popatrzyła na mnie dziwnie. - Nic Pani nie wiedziała?
- Nie. - Wyjąkałam.
- W takim razie gratuluję! - Zaśmiała się serdecznie. - Niech Pani szybko powiadomi szczęśliwego tatusia, bo czeka już niecierpliwie na tym korytarzu i co chwilę o Panią pyta.
- Dobrze. - Odpowiedziałam cicho. Gdyby tylko wiedziała... - Czy to wszystko?
- Tak. - Potwierdziła. - Niech Pani przyjdzie na kontrolę z tą ręką za pięć, może nawet sześć tygodni. - Podała mi wypisaną przed chwilą receptę. - A tutaj ma Pani leki, które powinny złagodzić ten ból, oczywiście nie zaszkodzą dziecku.
- Dziękuję. - Wstałam.
- Do zobaczenia pod koniec lipca. - Uścisnęła mi zdrową dłoń. - I szczęścia życzę.
- Dziękuję. - Powtórzyłam i skierowałam się do wyjścia. - Do widzenia.
Najszybciej jak umiałam opuściłam gabinet, a zaraz potem niemal biegiem podążyłam do wyjścia. Zignorowałam deptającego mi po piętach Sebastiana. Dopiero, kiedy znalazłam się przy samochodzie Olivii odetchnęłam. Musiałam pozbierać myśli, wtedy dopiero będę mogła zdecydować co dalej zrobić z tym fantem.
- I co powiedzieli, powiesz nam w końcu? - Zapytała podirytowana przyjaciółka, kiedy wszyscy znajdowaliśmy się już we wnętrzu jej pojazdu.
- Wszystko w porządku. - Skłamałam siląc się na normalny wyraz twarzy. - Rękę mam złamaną, kontrola pod koniec lipca i tyle. - Wzruszyłam ramionami.
- Na pewno? - Zapytał podejrzliwie szatyn. - Wyglądałaś, jakbyś wyrok śmierci otrzymała, jak wychodziłaś.
- Prawie. - Prychnęłam cicho, tak aby nie usłyszeli.
- Co mówiłaś? - Olivia zerknęła na mnie opuszczając parking.
- Nie, nic. Wszystko okej. - Zamilkłam odwracając twarz w stronę okna.

Wieczorem leżąc w łóżku starałam się pozbierać wszystkie fakty do kupy. Sebastian uparł się, że zostanie ze mną dziś na noc, żeby w razie potrzeby móc mi pomóc. Nie miałam na to ochoty, jednak dziewczyna Wojtka postawiła mi jasne ultimatum. Albo Kowalczyk zostanie na noc, albo zadzwoni i opowie wszystko mojemu bliźniakowi. Miałam ochotę ją uszkodzić, ale w końcu wybrałam mniejsze zło. Nie chciałam wysłuchiwać  kazania Włodarczyka na temat "jaka to jesteś nieodpowiedzialna". Na kilka dni miałam go dość.
Umyta ułożyłam się pod miękką pościelą i wtuliłam twarz w poduszkę, która w dalszym ciągu przesycona była zapachem JEGO perfum. Andrzej... No właśnie, co mam zrobić.
Łącząc wszystko do kupy, doszłam do wniosku, że byłam cholernie lekkomyślna. Nie wiem co uśpiło moją czujność, ale zapomniałam brać tabletki, a z Wroną jakoś nie zawsze pamiętaliśmy, aby się zabezpieczać w inny sposób. Chcąc więc, lub też nie już za nie całe osiem miesięcy zostanę samotną matką dziecka, którego ojca pogoniłam, ponieważ bałam się rodzącego się między nami uczucia. Nie wróć, ja się przeraziłam tego, że to uczucie towarzyszyło nam już na początku. To nie była zwykła, przelotna znajomość, Wrona był dla mnie kimś więcej, a kiedy próbował uświadomić mnie w swoich uczuciach, ja najzwyczajniej w świecie kazałam mu spieprzać. A więc po dwóch miesiącach znajomości kończę sama, nieszczęśliwie zakochana i do tego z brzuchem.
Tak przyznałam to, kocham go. Kocham go jak skończona idiotka, a mimo to zaraz po tym, jak kazałam mu wynosić się ze swojego życia wskoczyłam do łóżka innemu. Brawo ja! Na tak genialny plan nikt o zdrowych zmysłach wpaść nie mógł i oczywiście tylko ja takiego pecha mieć mogłam.
Niestety co się stało, to się nie odstanie, dziecko przecież od tak nie zniknie. Właśnie, dziecko...
Dotknęłam niepewnie płaskiego brzucha i poczułam, jak moje serce ogarnia dziwne uczucie. Sama nie wiedziałam do końca, czy to radość, przerażenie, czy może jeszcze coś innego. Niepewność wywołana świadomością, że środkowy powinien się o wszystkim dowiedzieć nie trwała długo. Musiałam jak najszybciej się z nim skontaktować. Nie była to jednak rozmowa na telefon. Postanowiłam złapać go jakoś zaraz po tym, jak znajdę się w Krakowie.
Byłam zbyt wyczerpana po dzisiejszym dniu, by zaprzątać sobie głowę czymś jeszcze. Odpłynęłam zaraz po tym, kiedy moje ciążące powieki opadły w dół.

Sobota powitała mnie dość chłodno. Za oknem znowu szalał deszcz, a temperatura w ogóle nie zwiastowała mających rozpocząć się już za miesiąc wakacji. Zaspanymi oczyma zerknęłam na zegar i zorientowałam się, że spałam stanowczo zbyt długo. Dochodziła już 10. Z cichym westchnieniem zebrałam swoje szanowne cztery litery i z przygotowanymi ubraniami udałam się do łazienki.
Szybko, przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mi zagipsowana ręka odbyłam poranną toaletę, nie przejęłam się makijażem na dzień dzisiejszy, jedynie włosom nadałam jakikolwiek wygląd. Nie miałam zamiaru opuszczać dziś tych przytulnych ścian. Dopiero na koniec naciągnęłam na siebie luźny zestaw.


W miarę zadowolona opuściłam pomieszczenie i powłócząc nogami zeszłam do kuchni. Już od progu przywitał mnie przyjemnie drażniący nos zapach smażonych naleśników. Czyżby mój towarzysz cierpiał na jakieś zboczenie związane z opieką praktycznie nieznajomej dziewczyny, którą udało mu się cudem zaliczyć? Samą rozbawiło mnie to stwierdzenie i chichocząc pod nosem opadłam się o blat szafki.
- O dobrze, że jesteś. - Zauważył mnie chłopak. - Miałem Cię właśnie wołać na śniadanie.
- A co to za dzień dobroci dla zwierząt? - Zapytałam kładąc na stoliku twa talerze.
- No śniadania zrobić nie można? - Zapytał patrząc na mnie z przekąsem.
- Jakiś powód, w który uwierzę?
- Czuję się winny, okej? - Zerknął na mnie nakładając posiłek. - To moja wina, że chciałaś przejść przez tą ulicę.
- Szkoda, że tylko to jest dla Ciebie problemem. - Prychnęłam.
- Słuchaj. - Podparł się pod boki. - Nie będę Cię przepraszał za to, że nie umiałem się opanować, kiedy niemal wskoczyłaś mi do łóżka! Okej, może to nie było w porządku, bo nie byłaś do końca przytomna, ale mimo wszystko zauważ proszę własną winę w tym wszystkim. - Popatrzył na mnie dobitnie i z pełnymi talerzami udał się w stronę stołu.
Przytaknęłam lekko głową, w sumie miał rację. Wyciągnęłam jeszcze sztućce i zajęłam miejsce obok niego. W ciszy zaczęliśmy konsumować śniadanie, które muszę przyznać, było przygotowane wyśmienicie. No po prostu niebo w gębie! Rozkoszowałam się smakiem i zadowolona odsunęłam pusty już talerz. Stanowczo za szybko pochłonęłam wszystko, co było dla mnie przewidziane.
- Co Ty się głodzisz, że tak szybko to wsunęłaś? - Zapytał Sebastian ze śmiechem.
- Bardzo zabawne. - Prychnęłam. - Tobie też to długo nie zajęło. - Wskazałam na jego talerz.
- No racja. - Przyznał mi. - To teraz powiedz, czego się dowiedziałaś wczoraj.
- W jakim sensie?
- No u lekarza. - Westchnął zakładając ręce na piersi. - Przy Olivii rozmawiać nie chciałaś, ale teraz chcę żebyś mi wszystko wyjaśniła w ramach rewanżu za to pyszne śniadanko.
- Myślisz, że to wystarczy, żebym zaczęła Ci się zwierzać? - Zaśmiałam się odwracając krzesło w jego stronę.
- Mam nadzieję. - Poruszył zabawnie brwiami. - Dobra, mów.
- Nie ważne w sumie...
- Ej no tak się nie bawimy. - Pogroził mi palcem. - Wal śmiało.
- Nie chcę o tym gadać, szczególnie z Tobą. - Mruknęłam niezbyt zadowolona.
- Będziemy tutaj siedzieć dopóki się wszystkiego nie dowiem. - Zagroził.
- Jesteś niemożliwy. - Przewróciłam oczami.
- Często to słyszę. - Na jego twarzy wymalował się pełen zadowolenia uśmiech.
- Jestem w ciąży. - Wyrzuciłam z siebie z prędkością karabinu maszynowego.
- Co? - Zapytał wytrzeszczając oczy ze zdziwienia.
- No jestem w ciąży. - Powtórzyłam głośniej. - Takie to dziwne?
- Ale... Ale że z kim?
- No na pewno nie z Tobą. - Popatrzyłam na niego z lekką kpiną. - Z tym gościem, którego sama zostawiłam, mimo że mi na nim zależy.
- Więc to napraw?
- To nie takie proste...
- Wszystko jest proste, jeżeli tylko tego bardzo chcesz. - Dotknął lekko mojego ramienia. - Porozmawiaj z nim.
- Chodzi o to, że łączył nas tylko układ...
- Łóżko i nic więcej? - Strzelił od razu, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Ale on się zaangażował, a Ty bojąc się czegoś więcej kazałaś mu spieprzać? I teraz żałujesz?
- Skąd wiesz? - Zapytałam zaskoczona.
- Sam to kiedyś przeszedłem. - Odpowiedział cicho. - Ale Ty musisz to naprawić. Dawaj, dzwoń żeby tutaj przyszedł.
- Wyjechał do pracy. Pogadam z nim dopiero, jak sama dojadę na miejsce.
- A kiedy masz tam być? - Zapytał. - I gdzie to w ogól?
- W Krakowie, mam być w poniedziałek po południu. - Westchnęłam. - Tylko...
- Tylko co? - Domagał się pełnej odpowiedzi.
- Nie wiem jak tam dojadę w obecnym stanie. - Podniosłam w górę uszkodzoną rękę.
- Zawiozę Cię. - Zaoferował od razu. - I nie zaprzeczaj. - Uciszył mnie gestem dłoni, kiedy już chciałam zaprotestować. - Chociaż tak odpokutuję swoje grzechy.
- Niech będzie. - Uśmiechnęłam się w podzięce.

Niedzielę spędziłam na intensywnym pakowaniu. W końcu do Krakowa wyjeżdżałam na dłuższy czas i będę potrzebowała naprawdę sporo rzeczy. Ostatecznie skończyłam z dwoma wielkimi walizkami, wypchaną torbą i sporą torebką podręczną. No ale co poradzić, kiedy rzeczy zajmują tak wiele miejsca, niczego przecież brakować mi nie mogło. Zadowolona z tego, że skończyłam przed 19 postanowiłam wyprasować szybko ubrania na jutro. Z żelazkiem uporałam się w niecałe 10 minut, później szybki prysznic i padłam na łóżko bez sił.
W poniedziałek zaspałam... Z Sebastianem umówiona byłam na 8, chłopak chciał w Krakowie spędzić ze mną jeszcze kilka godzin. Ostatecznie wstałam o 7.40. W ekspresowym tempie odbyłam poranną toaletę, zrobiłam jakoś wyglądający makijaż, a włosy przejechałam kilka razy szczotką. Byłam w samej bieliźnie, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Klnąc pod nosem szybko naciągnęłam przygotowane już ubrania i pobiegłam otworzyć.


- Wybacz, ale... - Zaczęłam od razu. 
- Zaspałaś. - Zaśmiał się Kowalczyk. - Trzymaj. - Podał mi małą, papierową torebeczkę.
- A co to? - Zapytałam otwierając pakunek. W środku były dwie kanapki i butelka wody.
- Śniadanie, w końcu musisz się zdrowo odżywiać. - Mrugnął do mnie. - Czekaj tutaj, ja idę po Twoje rzeczy.
Pokiwałam głową i szybko zaniosłam bagaż podręczny do samochodu szatyna. Chłopak pojawił się obok już po chwili. Po jego minie widziałam, że przeklina kobiety za posiadanie takiej ilości przedmiotów.
- Nic nie mów. - Zaśmiałam się zamykając dom.
- Nie mam zamiaru. - Odburknął siadając za kierownicą. Ze śmiechem zajęłam miejsce na fotelu pasażera i zapięłam się pasami bezpieczeństwa. - Wszystko masz? - Zapytał odpalając.
- Tak. - Pokiwałam głową wgryzając się w kanapkę.
- Na pewno? Nie będę się wracał. - Ostrzegł.
- Yhmm... - Przełknęłam szybko. - Jedź wreszcie.
- Się robi.

...

No w końcu coś tutaj naskrobałam... Przepraszam za taką długą przerwę, ale od rana do wieczora pracuję i ilekroć chciałam coś napisać, brało mnie spanie...
Za jakiekolwiek błędy przepraszam, nie chciało mi się szczegółowo sprawdzać ;)
Nieskromnie przyznam, że strasznie mi się podoba, no ale oceńcie sami <3
Tak miało być od początku, więc spokojnie :D Wszystko było planowane z góry :3
Nie spodziewajcie się rychłego happy end'u ;)
Pozdrawiam i całuję,

~Azrael.

czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 13.

Wiem, wiem to już drugi raz ale nie mogę się powstrzymać :3
zapraszam na coś Andersonowo-Włodarczykowego 

...

- Kurwa. - Rzuciłam otwierając rano oczy. Widok, który ujrzałam przed sobą bynajmniej mnie nie zachwycił.
- Milutko. - Zaśmiał się leżący obok Sebastian. - A w nocy było tak fajnie. - Powiedział przeciągając się.
- Wykorzystałeś mnie. - Wytknęłam wstając szybko i ubierając się.
- Do niczego Cię nie zmuszałem, sama chciałaś. - Oparł się na łokciu i obserwował każdy mój ruch.
- Widziałeś w jakim byłam stanie! - Krzyknęłam wkurzona.
- Pomogłem tylko damie w potrzebie. - Poruszył zabawnie brwiami.
Zacisnęłam mocno zęby i nie odzywając się już opuściłam jego mieszkanie głośno trzaskając drzwiami. Że też ja zawsze muszę mieć takie idiotyczne pomysły. 
Wyzywając się w myślach od najgorszych rozejrzałam się po okolicy. Wieczorem na mało rzeczy zwracałam uwagę, a chciałam wiedzieć gdzie jestem. Szybko się zorientowałam, że chłopak mieszka tylko kilka przecznic ode mnie. Ruszyłam więc truchtem i nie zważając na to, że mój nocny towarzysz depcze mi po piętach skierowałam się w stronę domu. 
Kiedy dotarłam na miejsce odwróciłam się w jego stronę. Cały czas głupkowato się uśmiechał. Patrząc mu prosto w oczy zatrzasnęłam z całej siły bramkę i pobiegłam do wejścia. Wzięłam głębszy oddech i pchnęłam drzwi. Wiedziałam, że Wojtek nie będzie zadowolony, a szczerze mówiąc wolałabym uniknąć takiej rozmowy. Na szczęście nie spotkałam go po drodze. Zadowolona wspinałam się powoli po schodach, kiedy za plecami usłyszałam czyjeś chrząknięcie. Odwróciłam się niepewnie i spojrzałam na brata. Stał pod schodami z rękoma założonymi na piersi. 
- Zapomniałaś wczoraj gdzie mieszkasz? - Zapytał chłodno.
- Mam Ci się spowiadać kiedy i co robię? - Zapytałam takim samym tonem. - Przypomnieć Ci ile mam lat?
- Tyle samo co ja. - Zauważył.
- Więc właśnie. - Odparłam patrząc mu wyzywająco w oczy.
Odwróciłam się na pięcie i udałam się do siebie. Zamknęłam od razu pokój na klucz i opadłam na łóżko. Nie wiedziałam co mną kierowało wczoraj. Chciałam chyba nie myśleć chociaż przez chwilę o tym jak potraktowałam Andrzeja. 
Leżałam przez chwilę w ciszy i wpatrywałam się w sufit. To wszystko nie miało sensu, przecież nie powinno mnie to w ogóle przejąć. Jak na złość było inaczej.
Zła na samą siebie wstałam i poszłam pod prysznic. Zimna woda podziałała na mnie orzeźwiająco. Po kilku minutach byłam już gotowa. Ubrałam dres i zeszłam na dół, aby zrobić sobie śniadanie. Szybko przyrządziłam jajecznicę z pomidorem i spałaszowałam posiłek w zawrotnym tempie. 
Następnie z kubkiem parującej kawy udałam się na taras.Podciągnęłam kolana pod brodę i łyknęłam gorącego napoju. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. Pustym wzrokiem potoczyłam po okolicy i zatrzymałam go na rozjaśniającym się niebie. Na wakacjach było przynajmniej ciepło, ale tutaj... Cóż, Polska jak to Polska, rządzi się swoimi prawami.
Z cichym westchnieniem opuściłam nogi na dół i zjechałam trochę na krześle. Zastanawiałam się czym spowodowany jest mój obecny stan. Nigdy nie miałam tak złego humoru po zakończeniu jakiegoś "związku". Dlaczego więc tym razem musiało być inaczej? Do cholery, ja miałam wyrzuty sumienia, jakbym go z Dominikiem zdradziła!
"Ogarnij się Włodarczyk!" 

Nie wiem jak długo siedziałam tępo wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt. Przerwał mi dopiero dźwięk przychodzącego połączenia. Rzuciłam się w poszukiwaniu telefonu i szybko wygrzebałam go z kieszeni. Podświadomie chciałam, aby dzwoniła pewna osoba... Niestety mój entuzjazm opadł, kiedy zamiast charakterystycznego zdjęcia pewnego środkowego na wyświetlaczu zobaczyłam nieznany numer.
- Słucham? - Odebrałam bez większego entuzjazmu.
- Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do Pani Joanny Włodarczyk? - Zapytał jakiś męski głos, a ja poprawiłam się aż na siedzeniu. O co mogło chodzić?
- Dzień dobry, tak. O co chodzi?
- Witam, z tej strony Tomasz Jaśmowicz. Dzwonię do Pani w sprawie oferty pracy złożonej przez nasz związek. Dotyczyć ona miała organizacji spotkań reprezentacji mężczyzn w piłce siatkowej w ramach Ligii Światowej. Pamięta Pani? - Zapytał, a ja już na wstępie miałam dość jego formalnego tonu. Matko, większych sztywniaków do zatrudnienia już nie było? Nawet staruszka ma w sobie więcej werwy! no ludzie, jak tak można?
- Tak, oczywiście że pamiętam. - Odpowiedziałam grzecznie.
- Bardzo mnie to cieszy. - Odchrząknął. - Polecono mi, abym się z Panią skontaktował w sprawie małej konsultacji wyglądu naszej hali. Większość jest już naturalnie gotowa, jednak przyda nam się świeże spojrzenie na cały obiekt. Może nasuną się Pani jakieś uwagi, czy wpadnie Pani na jakiś ciekawy pomysł. Wydaje mi się, że Pani preferencje są ... odpowiednie do tego zadania. Czy byłaby więc Pani w stanie przyjechać do Krakowa, aby się z nami spotkać?
- Bez najmniejszego problemu. - Wymusiłam, aby odezwać się milszym tonem.
- Czy odpowiada więc Pani poniedziałek? Jest to 25 maja, myślę, że godzina 16 będzie odpowiednia.
- Dobrze, stawię się na miejscu zwarta i gotowa.
- Bardzo dobre podejście. - Pochwalił mnie sztywno, mało nie wybuchnęłam śmiechem. - W recepcji wskażą Pani drogę. Oczywiście będzie Pani miała zapewnione noclegi, oraz wyżywienie. Naturalnie ma Pani wolny wstęp na spotkania naszej kadry, wraz z osobą towarzyszącą. Czy ma Pani jakieś pytania?
- Wydaje mi się, że wszystko jest jasne.
- W takim razie do zobaczenia w poniedziałek Pani Joanno. Miłego dnia.
- Dziękuję, nawzajem. - Pożegnałam się szybko i zakończyłam połączenie.
Szczerze mówiąc nie chciałam jechać. Wiedziałam, że nie dam rady uniknąć spotkania z Wroną, a szczerze mówiąc wolałabym nigdy więcej go już nie spotkać. Może to ułatwiłoby mi życie.
Niestety, byłam postawiona pod ścianą. Jeżeli powiedziało się "A", trzeba powiedzieć i "B". W końcu Joanna Włodarczyk się nie poddaje, nie ucieka jak pies z podkulonym ogonem. Nie dam nikomu tej chorej satysfakcji. Pojadę.
O całej sprawie byłam jeszcze zmuszona powiedzieć Wojtkowi. Mimo, że aktualnie średnio ze sobą rozmawialiśmy byłam zobowiązana powiedzieć mu gdzie i na ile jadę. Ostatecznie to mój brat, jakieś wyjaśnienia mu się należą.

Chwilę jeszcze zabawiłam na balkonie, po czym dopiłam duszkiem chłodną już kawę i wróciłam do domu. Brudne naczynie odniosłam do kuchni i skierowałam się w stronę pokoju bliźniaka. Nie dane mi było jednak dotrzeć do celu. Wychodząc zza zakrętu zderzyłam się z niosącym wielką torbę Włodarczykiem. Popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni, po czym bliźniak chciał mnie wyminąć. W porę jednak zagrodziłam mu drogę i chcąc, nie chcąc musiał ze mną porozmawiać.
- Gdzieś się wybierasz? - Zapytałam mierząc go wzrokiem.
- No jak widać. - Odparł opierając się niedbale o ścianę.
- A możesz mi powiedzieć niby gdzie? - Zdziwił mnie, zawsze przecież jeździliśmy razem.
- A Ty zawsze mi mówisz gdzie jesteś?
- Wojtek... - Ostrzegłam go.
- Jadę do Kwasowkiego, zadowolona?
- Aha. - Odpowiedziałam lekko zasmucona. Z przyjacielem brata nigdy za sobą nie przepadaliśmy, no ale za jego głupotą można się stęsknić. - Chciałam Ci tylko powiedzieć, że w poniedziałek wyjeżdżam.
- Ciekawe niby gdzie. Nowy kochaś gdzieś Cię zabiera? - Zakpił.
- Kurwa, Włodarczyk, weź się odpieprz! - Wyrzuciłam ręce do góry w geście bezsilności. - Jadę do pracy, palancie.
- O! Pozdrów w takim razie Andrzeja, na pewno się ucieszy na Twój widok. - Puścił mi oczko.
- Rozmawiałeś z nim na mój temat? - Zapytałam niepewnie.
- Jakby Cię to w ogóle obchodziło. - Parsknął i przepchał się w kierunku drzwi. - Zastanów się może, czy nie lepiej wszystkiego odkręcić i spróbować naprawić. Drugiej szansy już nie będzie.
- Pozdrów Kamilka. - Mruknęłam słodko całkowicie ignorując jego wypowiedź.
Przyjmujący popatrzył na mnie kręcąc lekko głową i opuścił dom trzaskając głośno drzwiami. Cóż, przynajmniej wiedziałam, że nie tylko mi cała ta sytuacja ciąży.

Resztę dnia spędziłam śpiąc. Zawsze tak robiłam, kiedy nie miałam ochoty czymś się przejmować. Nie wiem, czy to taki dobry sposób, ale chyba jedyny, który w stu procentach zagłusza ten debilny głosik w głowie, który podpowiada Ci co masz robić. 
Późnym popołudniem postanowiłam wybrać się na małe zakupy. Lodówka zaczynała pustoszeć, a niestety światła jeść się nie nauczyłam. Wzięłam więc szybki prysznic, zrobiłam sobie lekki makijaż, a włosy spięłam w kocyk. Zadowolona wróciłam do sypialni i ubrałam wybrany wcześniej zestaw.


Gotowa do drogi opuściłam mieszkanie, zamykając za sobą drzwi na klucz. Spacerkiem skierowałam się w stronę pobliskiego sklepu. Na miejscu byłam po niecałych 10 minutach.
Powoli pchałam wózek, który toczył się stukając między półkami. Co rusz coś do niego wkładałam, coś jeść trzeba, no nie? Zakupy wiele czasu mi nie zajęły, toteż podeszłam do kasy, aby uregulować należność. Szybciutko zapłaciłam i z dwoma siatkami w rękach ruszyłam do domu.
Mniej więcej w połowie drogi zauważyłam zmierzającą prosto na mnie znajomą postać. Z racji tego, iż nie miałam najmniejszej ochoty, aby teraz z chłopakiem rozmawiać postanowiłam przejść na drugą stronę ulicy. Nie zwracając uwagi, na machającego znajomego, zeskoczyłam szybko z krawężnika i znalazłam się na jezdni.
Wszystko stało się praktycznie w jednym momencie. Głośne trąbienie przeszyło powietrze, a ja zamarłam przerażona. Wpatrywałam się w zbliżający się w moją stronę samochód i wiedziałam, że kierowca nie zdąży już wyhamować.
Ostatnie co usłyszałam, to trzask łamiących się kości i głośny krzyk Sebastiana. Potem nastała już tylko ciemność.

...

Od razu na wstępie przepraszam za jakiekolwiek błędy.
NIE ZABIJAJCIE, chcę jeszcze pożyć.
Zaczynam chyba wierzyć w przesądy, 13 naprawdę jest pechowa, nie tylko dla biednej Asi...
Tak jak już mówiłam, usunął mi się wczoraj cały rozdział, z którego byłam tak cholernie dumna!
Z racji tego, że dziś był mecz i w ogóle, pozostawiam Wam jest krótszą, odtworzoną wersję.
No i tak jak informowałam, kolejnego możecie się spodziewać chyba dopiero pod koniec lipca, ponieważ wyjeżdżam na wakacje, a chciałabym mieć chociaż tydzień spokoju od blogowego świata (matko, jaki idiota w to uwierzy. i tak będę czytała i zapewne pisała, bo będzie mi się nudziło tak, że ja pierniczki). W każdym razie dostępu do moich ubranek i gifów nie będę miała, więc na tym blogu na pewno nic się nie pojawi. Może na jakimś innym coś się pojawi, np na Włodarczykowo-Andersonowej produkcji? (link u góry) Zaglądajcie tam więc.
Jutro spodziewajcie się czegoś na Buszku i Picie
W sobotę standardowo nowy na Bartmanie
A w niedzielę oczywiście uraczę Was moją miłością, czyli braćmi Penchev
Buziaczki kochani, Wasza szczęśliwa po wygranej Polaków
~DarkFace

CZYTAM + KOMENTUJĘ = MOTYWUJĘ