czwartek, 21 września 2017

poniedziałek, 19 października 2015

Hej, hej, hej :D

DarkFace wraca do żywych, czyli przywrócenie z martwych dawnego pomysłu ;)
Nikolay Penchev, Aleksandar Atanasijević i Aida Achrem
Co z tego wyjdzie? Nie mam pojęcia, mam tylko nadzieję, że znajdzie się ktoś chętny do poczytania :)

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Epilog.

Życie.
Jest najwspanialszym prezentem, jaki możemy dostać od Boga. Każdy chce przeżyć je na swój koszt, na swój sposób. Popełniamy w nim błędy, cieszymy się, płaczemy. Często jednak zapominamy o tym, co jest w nim najważniejsze.
W naszych czasach ludzie stali się wielkimi indywidualistami, jednostkami, które na pozór są samowystarczalne. Jest to największa bujda, jaką kiedykolwiek wymyślono. Każdy potrzebuje kogoś, z kim będzie mógł przez życie iść, w szczęściu i zdrowiu, czy smutku i chorobie. Nie to jest najważniejsze. Jedną z najbardziej cenionych rzeczy i równocześnie tą, o której najwięcej osób teraz zapomina jest miłość.
Każde z uczuć jest na jakiś sposób niezrozumiałe, niepojęte. Według mnie jednak, najtrudniejszą sztuką całego życia, jest sztuka kochania. Musimy umieć poświęcić samego siebie dla tej drugiej osoby. Ważne jest, aby to co sami czujemy było odwzajemnione. Wtedy tylko możemy poznać całe piękno oddania, ufności i szczerości. Tylko i wyłącznie wtedy, kiedy trafimy na kogoś, kto jest w stanie poświęcić dla nas tyle, ile my sami możemy z siebie dać. Tylko wtedy to uczucie jest sprawiedliwe i w 100% prawdziwe.
Miłość nigdy nie przychodzi od tak, to coś o co musimy z całych sił walczyć. Jeżeli już połączy ono dwie osoby, musimy nauczyć się naszego partnera. Poznać go całego, nie śpieszyć się.
Bo właśnie wspólne życie jest tym, co sprawia nam najwięcej problemów. Nie jest ono usłane różami i widziane przez różowe okulary. To ciągłe rozterki, chwile zazdrości, momenty szczęścia. Nie można się we wszystkim zgadzać, trzeba mieć własne zdanie, inaczej utracimy samych siebie. Zagubimy się w ścieżkach nieporozumień, niedopowiedzeń i kłamstw. A człowiek, który zgubi sam siebie nie jest nic wart.

...

Sierpień 2020

Ciepłe promienie słońca ogrzewają dość mocno moje odkryte ramię. Leżąc na kanapie, rozkoszuję się ciepłem jakie daje. Ciągłe siedzenie w domu nie wpływa tak dobrze na moje samopoczucie. Nie lubię być zamknięta w czterech ścianach, a przy moim aktualnym stanie jest to nieuniknione. 
Z subtelnym uśmiechem na ustach przekręcam głowę w bok i otwieram delikatnie powieki. Moje nagłe zainteresowanie powoduje głośny śmiech dzieciaków, które zabawia aktualnie mój mąż. Piotruś i Krzysiu gonią się jak szaleni pi całym ogrodzie, na co mój małżonek reaguje kręceniem głowy. Zerka w moją stronę i puszcza mi oczko.
Czuję się spełniona. Jestem szczęśliwą matką i żoną. Nie żałuję niczego, czego w życiu dokonałam. Każda najmniejsza rzecz miała znaczenie, bo doprowadziła mnie do momentu, w którym aktualnie się znajduję. 
Nasz sielankowy nastrój przerywa głośny dźwięk telefonu. Lekko się krzywiąc wstaję i kieruję się do mieszkania. W połowie drogi dogania mnie mężczyzna, z którym przez to życie kroczę. 
- Kochanie, miałaś nie wstawać. - Krzywi się wypowiadając te słowa.
- Jeszcze nie umieram. - Przewracam oczami. - Lepiej nie zostawiaj ich samych.
- Przez minutę nic im się nie stanie. - Śmieje się i jak gdyby nigdy nic bierze mnie na ręce.
- Zwariowałeś! - Piszczę zaskoczona. - Puść mnie, bo jeszcze Ci się kręgosłup złamie.
- Nie przesadzaj. - Całuje mnie delikatnie w czoło. - Muszę dbać o moje księżniczki.
Kręcę głową, ale posłusznie pozwalam zanieść się do kuchni, w której odnajduję natrętnie dzwoniące urządzenie. Zerkam na wyświetlacz i uśmiecham się szeroko. W końcu ktoś przypomniał sobie, że ma siostrę.
- To Wojtek, wracaj do dzieciaków. - Mówię przeciągając palcem po dotykowym ekranie.
- Jasne. - Mruczy cicho, skrada mi całusa i ucieka na werandę.
- No kogo to moje uszy słyszą. - Rzucam i z ulgą przysiadam przed włączonym wiatrakiem.
- Asia, nie mam czasu na głupoty. - Mówi przerażony, a ja zaczynam się denerwować. - Zaczęło się cholera!
- W końcu. - Oddycham z ulgą. - I jak tam Olivia?
- Nie wiem zabrali ją na porodówkę, mi kazali zostać, ja tu zaraz osiwieję! - Jego drżący głos przyprawia mnie o mimowolny chichot.
- Spokojnie, na pewno wszystko pójdzie dobrze. Przyjechałabym Cię wspierać, no ale sam wiesz, nie dam rady teraz jechać, poza tym ten potwór nigdzie mnie nie wpuszcza! - Skarżę się.
- I bardzo dobrze, musi o Was dbać. A jak się w ogóle czujesz?
- Całkiem, całkiem. Tylko malutka nieźle daje mi popalić. - Dotykam mocno już zaokrąglonego brzucha, sama jestem na półmetku ciąży, która niestety jest zagrożona. Z tego właśnie powodu wszyscy dbają o mnie, jakbym była nieubezpieczonym granatem, no ludzie, dajcie oddychać!
- Dobrze, silna ma być po wujku. - Śmieje się Włodarczyk. - Dobra kończę, muszę się jakoś do niej dostać.
- Zadzwoń mi od razu po! 
- Oczywiście. Kocham Cię siostra.
Nie daje mi szansy na odpowiedz. Z uśmiechem odkładam telefon, kiedy słyszę sygnał kończący połączenie. Tak, mój kochany braciszek zostanie za niedługo tatusiem. Olivia okazała się tą jedyną, rok temu odbył się ślub, a teraz właśnie ich rodzina się powiększa. Cieszyłam się i to bardzo, wiedziałam, że Wojtek nigdy nie poczuje się samotny, pod tym względem byliśmy swoimi przeciwieństwami. Ja czasem działałam na własną szkodę.
Jakoś doczłapałam z powrotem na zewnątrz i od razu sięgnęłam po szklankę z sokiem. Chłodna ciecz przyniosła mi odrobinę orzeźwienia. 
Myślami wróciłam do dnia, który wszystko zmienił.

Wrzesień 2015
Spokojny wieczór zapowiadał się nader dobrze. Niecierpliwie czekałam, aż Tomek wróci z pracy. Przygotowałam dobrą kolację, zapaliłam świeczki. Punkt 19 mój chłopak zjawił się w domu. Z uśmiechem wygładziłam czarną sukienkę i podeszłam do niego, kiedy pojawił się w salonie.
- A z jakiej to okazji? - Zapytał obejmując mnie czule.
- Bez okazji. - Ucałowałam go w policzek. - Zrobiłam Twoje ulubione spagetti.
- Jesteś najlepsza! - Zaśmiał się prowadząc mnie w stronę stołu.
Zasiedliśmy wspólnie do kolacji, przy której omawialiśmy ostatnio odbytą wycieczkę. Jaśmowicz porwał mnie w Bieszczady, w których mogłam w spokoju odpocząć. Było to idealne miejsce na długie spacery, na które wtedy dawałam jeszcze radę chodzić. Było idealnie.
- Kochanie, musimy porozmawiać. - Oznajmił mój partner po sprzątnięciu stołu.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się i podążyłam za nim w kierunku sofy.
- Posłuchaj, dużo ostatnio myślałem. - Odetchnął zdejmując marynarkę. - O tym co nas łączy, co oboje czujemy i doszedłem do jednego bardzo ważnego wniosku. Powinniśmy dać sobie spokój, to i tak nie ma przyszłości. - Jego słowa zaszokowały mnie na tyle, że nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. - Nie miej mi tego za złe, kocham Cie i gdybym mógł to spędziłbym z Tobą całe życie. Niestety co bym nie robił, Ty i tak nie będziesz w stanie pokochać mnie, oddałaś już komuś swoje serce i jest to ktoś, z kim będziesz szczęśliwa, ponieważ on także odwzajemnia to uczucie. Żałuję, że nie jestem to ja, ale życie pisze różne scenariusze i najwyraźniej nasze drogi mają się tylko przeciąć, nie podążają w tym samym kierunku. - Odgarnął mi z twarzy zabłąkany kosmyk. - Proszę więc, żebyś mi wybaczyła to co zrobiłem. Wiem, że tylko tym sposobem pozwolisz sobie pomóc, inaczej nikt inny nie mógłby popchnąć Cię w kierunku szczęścia.
Nic z tego nie rozumiałam. Siedziałam jak sparaliżowana i słuchałam tego, co wygadywał. Miliony pytań kłębiły mi się w tym momencie w głowie, lecz dopiero kiedy chłopak pocałował mnie delikatnie i poszedł otworzyć komuś drzwi zdołałam opanować się w minimalnym stopniu. Trzeźwość umysłu wróciła, kiedy obok mnie pojawił się nie kto inny jak On.
- Skąd wiedziałeś? - Zapytałam słabym głosem.
- To nie ważne. - Przytulił mnie mocno. - Pozwól sobie być szczęśliwą, zresztą nie tylko o sobie powinnaś myśleć. Macie dużo do wyjaśnienia.
Po tych słowach opuścił pomieszczenie, a ja zostałam sam na sam z człowiekiem, o którym tak usilnie starałam się przez ostatnie tygodnie zapomnieć. Zerknęłam na niego przestraszona i szybko spuściłam głowę.
- A więc to prawda? - Przerwał panującą między nami ciszę.
- Zależy o co pytasz. - Wskazałam mu miejsce obok.
- To moje dziecko? - Wskazał na mój brzuch.
Kiwnęłam głową i mimowolnie ułożyłam na nim dłoń, pod którą momentalnie poczułam ruch.
- To bliźniaki. - Uświadomiłam go z uśmiechem. 
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - Zapytał nieźle zdziwiony.
- A co miałabym Ci powiedzieć? - Popatrzyłam mu w oczy. - Chciałam wszystko naprawić wtedy w Krakowie, ale pojawiła się Natalia, a Ty... Nie byłeś sobą.
- Przepraszam. - Kucnął obok mnie i położył dłonie na moich biodrach. - Wszystko spieprzyłem.
- To moja wina, nie Twoja. - Dotknęłam niepewnie jego policzka. - Gdyby nie ja wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Tak, Twoje mądre pomysły... Zgadzam się. - Zażartował.
- Ej! - Oburzyłam się. - Całkiem bez winy nie jesteś. 
- Dobrze, mądralo. - Zaśmiał się. - A teraz mam dla Ciebie bardzo poważną propozycję.
- Zaczynam się bać. 
- Nie musisz. - Uśmiechnął się niepewnie i wyszukał w kieszeni małego pudełeczka. Nie wiedziałam za bardzo o co chodzi, dopóki nie ukazał mi jego wnętrza. Widok pierścionka przyprawił mnie o zawrót głowy. - Wyjdź za mnie. - Poprosił.
- Zwariowałeś.
- Tak, ale na Twoim punkcie.

Potem wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie. Poród, ślub, kolejne dziecko. Miałam wrażenie, jakby był to sen, z którego boję się obudzić, gdyż jest zbyt piękny. Na szczęście to prawda, mam ich, tylko to się liczy.
- I co chciał Twój kochany braciszek? - Obok mnie pojawił się Wrona.
- Dziecko mu się rodzi. - Uniosłam kąciki ust do góry, kiedy przyciągnął mnie do siebie. - Cieszę się, że Was mam.
- To ja się cieszę, że dałaś mi szansę. - Pocałował mnie w skroń.
- Tym potworkom dziękuj. - Kiwnęłam w stronę dzieciaków. 
To chyb one wybrały nas i to dzięki nim jesteśmy dziś razem. Ja zawalczyłam o swoje, zaryzykowałam, ponieważ nie mogłam już stracić nic cenniejszego. To była dobra decyzja.

KONIEC

...

Tym oto sposobem kończymy historię Joanny Włodarczyk i Andrzeja Wrony.
Nie powiem, ciężko pisze mi się to pożegnanie, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy.
Dziękuję Wam za te 52 tyś. wyświetleń, za te 275 komentarzy, za 32 obserwatorów.
Jesteście wielcy i dlatego każdemu z osobna dedykuję ten epilog.

Po raz już ostatni pragnę poprosić Was o komentarz. Pokażcie ile Was tutaj było, opiszcie to co Wam się podobało, a co nie. Czekam na krytykę, bo wiem ,że są rzeczy, które na pewno irytowały. Zwykła buźka.

A teraz pozwolę sobie podziękować  kilku wyjątkowym osobom, bez których tego opowiadania by nie było.

lemurek79 : To właśnie jej powinniście dziękować najbardziej, dzięki niej piszę, to ona wciągnęła mnie w cały ten bloggerski świat, za to z całego serduszka dziękuję <3

Winka : Twoje groźby, wzdychania kiedy było okej i wszystko co tutaj pozostawiłaś na długo zostaną w moim serduszku. Tak jak chciałaś, jest happy end, zadowolona? <3

Em. : Em, oj Em. Możesz sobie nie zdawać sprawy, ale wielokrotnie podnosiłaś mnie na duchu :)

strangebeat 3 : z Twoją opinią także niezmiernie się liczę, dziękuję że byłaś, że wspierałaś, że wytrwałaś :*

Daria - Siatkówka : szacun, że dajesz radę być na bieżąco na wszystkim co moje :D zawsze jako pierwsza obserwujesz, także wiedz, iż jestem tego świadoma :)

~Pyskata~ : kochanie moje i o Tobie zapomnieć nie mogę :D wieczne opieprze na gg, za to właśnie Cię uwielbiam ;*

Dit Te : oj Ty wiesz, że w moim serduszku masz miejsce specjalne, jak zauważyłam jesteś tutaj od rozdziału 2, bardzo dziękuję <3


i oczywiście gorące podziękowania dla mojego najwierniejszego czytelnika!

Agnieszka Nowak : tak Aguś, byłaś tutaj chyba od początku, to na Twój komentarza zawsze czekałam z utęsknieniem, bo jeżeli Tobie się podoba, to znaczy, że jest dobrze :) dziękuję, że byłaś

Jest Was naprawdę za dużo, żebym o każdym miała coś napisać. Po prostu DZIĘKUJĘ!

Już po raz ostatni tutaj, Wasza

~DarkFace.

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 16.

*Trzy miesiące później*

Przez ten okres czasu w moim życiu zaszło kilka istotnych zmian. Po pierwsze, skończyłam pracę przy Lidze Światowej i nie przedłużyłam kontraktu z PZPS-em. Nasza reprezentacja wyszła z grupy na drugim miejscu. Ostatecznie nie udało im się stanąć na podium, przypadło im najgorsze, czwarte miejsce.
Po drugie, mój braciszek, Wojciech Julian Włodarczyk dostał powołanie! Najpierw do kadry B, lecz chwilę później został zaproszony na zgrupowanie w Arłamowie. Siatkarze mogli zabrać na nie swoje rodziny, ja jednak nie zgodziłam się towarzyszyć Olivii. Spotkanie z Wroną nie byłoby dobrym pomysłem.
Właśnie Wrona... Andrzej i Natalka. Jak się okazało, tapeciara to jakaś jego była dziewczyna, z którą stracił kontakt po przeprowadzce z Warszawy. Teraz "ukochana" odnalazła go i tworzą wręcz "idealną" parę. Niestety, moje serce mogłoby nie wytrzymać ich widoku. I tak zniosłam wiele, gdyż na każdym kroku podczas meczów rozgrywanych w Polsce środkowy dawał mi do zrozumienia jak niewiele dla niego znaczę.
Bolało... Straszliwie mnie to bolało, dodatkowo maleństwo jakie nosiłam pod sercem... Nie chciałam dla niego takiego losu, życia bez ojca. Dlatego też zdecydowałam się chyba na najbardziej szalony krok w życiu, po raz pierwszy tkwię w normalnym związku z kimś , komu na mnie zależy. To, że sama cierpię, że nie czuję do niego "tego czegoś" nie ma zupełnie znaczenia. Najważniejsze jest dla mnie dziecko i zrobię wszystko, aby miało wspaniałą rodzinę.
Pierwszy też raz dopuściłam do siebie kogoś bliżej. Bliżej nawet niż bliźniaka, Seba stał się moim prawdziwym przyjacielem. Tylko on będzie wiedział, że ojcem mojego maleństwa jest Wrona. Mimo, że nie przepada za moim partnerem, wspiera mnie na każdym kroku, a to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Po prostu jest i za to cenię go najbardziej.
W końcu nadszedł dzień, w którym mogłam na spokojnie spotkać się z bratem, za którym muszę przyznać, zaczęłam tęsknić. Bez obaw mogłam pojechać do Spały, nie było szansy, żebym spotkała tam Andrzeja, gdyż Karollo wskoczył na jego miejsce w kadrze. Starałam się myśleć o siatkarzu jak najmniej, zwłaszcza że bardziej powinnam się skupiać na mężczyźnie, obok którego budziłam się każdego ranka. Tomek, bo to właśnie on zdobył moje względy, dość szybko zorientował się, że moje serce należy do kogoś innego i codziennie starał mi się pokazać, ile dla niego znaczę.
Zastanawiałam się, jakim cudem zgodził się być ze mną teraz, kiedy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jestem w ciąży. Nie mogłam go okłamywać. Moje ciało zdradzało mnie na każdym kroku, a brzuch wyglądał, jakbym była czymś wypchana, co się dziwić, taka prawda.
Poniedziałek powitał mnie wręcz idealną pogodą, o którą zaczynałam się już modlić. Deszcz miarowo bębnił o szybę. Dobrze, że chociaż dziś było chłodniej, bo powoli zaczynałam wariować od wiecznych upałów. Z lekkim uśmiechem odwróciłam się na drugą stronę i ręką odszukałam chłopaka. Kiedy moja dłoń na nic nie natrafiła otworzyłam zdziwiona powieki. W sypialni byłam sama.
Przetarłam więc oczy i przeciągnęłam się. Mój żołądek zareagował na to głośnym burczeniem. Zaśmiałam się cicho i delikatnie dotknęłam sporej już wielkości brzucha.
- Ktoś tutaj jest głodny. - Powiedziałam cichutko, gładząc miękką skórę.
- Dlatego zawsze możecie liczyć na mnie. - Odezwał się Tomek, który pojawił się w drzwiach z tacą pełną jedzenia. Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok.
- Zawsze wiesz czego potrzebuję. - Pocałowałam go w policzek, kiedy przysiadł obok. - Co dziś mamy w menu?
- Tosty z serem i szynką, jajko na miękko i sok pomarańczowy. Krótko mówiąc to, co lubisz najbardziej. - Pocałował mnie w nos, pogładził lekko mój brzuch i wstał.
- A Ty gdzie? - Zapytałam zdezorientowana.
- Muszę iść do pracy głuptasie. - Zaśmiał się.
- To która już jest? - Czyżbym zaspała?
- Dopiero 8, spokojnie. Dziś muszę być wcześniej. - Uspokoił mnie zakładając marynarkę.
- Myślałam, że się nie wyrobię. - Odparłam wgryzając się w ciepłą kromkę.
- Kiedy Ty zamierzasz jechać do tego Wojtka? - Zerknął na mnie poprawiając krawat.
- Dziś i chyba tam zostanę. - Uśmiechnęłam się. - Załatwił mi miejsce w autobusie, mogę z nimi jechać do Torunia, tam się spotkamy, co Ty na to?
- Ale ja nie dam rady Cię dziś zawieźć kochanie. - Odwrócił się.
- Seba mnie podwiezie, ma dziś wolne. Wczoraj wieczorem do niego dzwoniłam. - Poinformowałam go od razu.
- Kochanie... Wiesz, że go nie lubię. - Westchnął.
- Tomek, nie przesadzaj. - Przewróciłam oczami. - To mój przyjaciel.
- Wiem, wiem. - Nachylił się nade mną i skradł mi szybkiego buziaka. - Będę tęsknił.
- Ja też. - Przyciągnęłam go do siebie i zachęciłam do trochę dłuższej pieszczoty.
- Spóźnię się zaraz. - Wymruczał niskim głosem.
- Już jestem grzeczna. - Poprawiłam się i wróciłam do jedzenia.
- Kocham Cię. - Posłał mi uroczy uśmiech i wyszedł z pokoju.

Zbierać zaczęłam się kilka minut po 9. Z Sebastianem umówiona byłam dopiero na 11. Miałam więc nadzieję, że jakoś się wyrobię.
Najpierw postanowiłam spakować torbę. Wyrzuciłam do niej masę ubrań, które na pewno przydadzą mi się podczas kolejnego tygodnia. Następnie przygotowałam kosmetyczkę i wskoczyłam pod prysznic.
Starannie wykonałam poranną toaletę i w wyśmienitym humorze opuściłam łazienkę.
Od razu też zabrałam się za włosy, które w miarę szybko ogarnęłam. Później makijaż, nad którym trochę powiedziałam. Zadowolona wrzuciłam wszystko do torby i zapięłam ją z trudem. Mimo, że była naprawdę ogromna, ilość butów jaką zamierzałam zabrać zdecydowanie przerosła nawet moje oczekiwania.
Na końcu już wyszukałam w szafie czegoś cieplejszego, co dodatkowo zakryje mi brzuch. Nie chciałam, aby Wojtek zorientował się od razu, kiedy tylko opuszczę samochód. Zdecydowałam się więc na taki, a nie inny komplet.


Miałam nadzieję, że to wystarczy. Wyrzucałam do torebki akurat telefon, kiedy drzwi od pokoju otworzyły się z impetem.
- Jak się dziś czuje mamuśka? - Zapytał roześmiany przyjaciel.
- Jak zwykle świetnie. - Przytuliłam go na powitanie.
- Bardzo mnie to cieszy. - Mrugnął i poparł się pod boki. - Gdzie masz rzeczy?
- Tam. - Kiwnęłam w stronę bagażu.
- Okej, idziemy.

Droga minęła nam w bardzo miłej atmosferze. Buzie nam się nie zamykały. Do Spały dotarliśmy dopiero po 18, gdyż po drodze mojemu maleństwu zachciało się obiadu. Zaparkowaliśmy pod hotelem na ostatnim wolnym miejscu.
- On wie, że już jesteśmy? - Zapytał Seba.
- Już po niego dzwonię. - Odpowiedziałam wyciągając telefon.
Po kilku minutach z budynku wybiegł uśmiechnięty bliźniak.
Widząc go, nie czekałam ani chwili i rzuciłam się w jego wyciągnięte ramiona. Bliźniak złapał mnie ze śmiechem i ucałował w czoło.


- Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale Włodarczyk, tęskniłem za Tobą. - Zaśmiał się gładząc mnie po włosach.
- Powiedziałabym, że ja nie, ale nie będę kłamała. - Zachichotałam i odsunęłam się w końcu od niego.
- Hej. - Seba podał mu dłoń.
- Miło mi Cię w końcu poznać. - Uśmiechnął się Wojtek.
- Mi również. - Popatrzył na mnie. - To ja uciekam.
- Tylko rzeczy wezmę.
- Ja je zaniosę. - Odparł Wojtek.
- Spokojnie, dam radę. - Zaśmiał się niższy. - Który pokój?
- 201. Karol powinien tak być.
- Jasne. - Przytulił mnie mocno. - Trzymaj się mała.
- Zadzwonię! - Krzyknęłam za nim jeszcze.
- Miły jest. - Skomentował Włodarczyk.
- W końcu ktoś Ci pasuje. - Zaśmiałam się.
- W sumie dobrze, że znalazłaś w Krakowie pracę, przynajmniej nie musisz sama siedzieć w Bełchatowie przez całe wakacje. - Uśmiechnął się prowadząc mnie w kierunku parku.
- Miałabym co robić, nie martw się. - Westchnęłam. Nie wiedział, że wcale nie przedłużyłam umowy i dorabiam teraz w małej kawiarence, z której ledwo coś mam.
- A w sumie wiesz już, kiedy wracasz? - Zapytał, a ja odwróciłam głowę. - Bo wiesz, nie wiem jak wyjdzie z wrześniem. Jeżeli polecę na Puchar, nie będzie mnie jeszcze dłuższy czas.
- Wiem, chciałabym żebyś dostał powołanie. - Usiadłam na małej ławeczce.- Ja też. - Uśmiechnął się zajmując miejsce obok. - Więc jak?
- Wojtek... - Przełknęłam ślinę, nie wiedziałam jak zareaguje na wiadomość. - Bo ja wcale nie zamierzam wracać.
- Co? - Odezwał się po chwili. - Jak to nie zamierzasz?
- Nie dam rady. - Odwróciłam głowę w jego stronę. Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- To przez niego? - Objął mnie ramieniem. - Aśka proszę, przecież nie muszę się z nim widywać w domu. Nie rób mi tego.
- Nie o to chodzi. - Uśmiechnęłam się krzywo. - Pamiętasz Jaśmowicza?
- Tego, który tak Cię irytował? Z PZPS-u? - Zmarszczył brwi.
- Tak, właśnie jego. - Przymknęłam oczy i uciekłam wzrokiem w bok. - Bo tego... Ja z nim jestem.
- Że kurwa co? - Wstał i potrząsnął mną lekko. - Czyś Ty kobieto oszalała? Jakie jesteś z nim? Na głowę Ci się rzuciło?
- Nie krzycz na mnie. - Popatrzyłam na niego ze złością i także wstałam. - Myślisz, że co? Będę płakała nie wiadomo ile po gościu, który najzwyczajniej w świecie ma mnie gdzieś? Nie jestem na tyle głupia! Sama nie wychowam dziecka! - Ugryzłam się w język, ale niestety było już za późno. - Cholera. - Dodałam widząc jego minę.
- Jakiego dziecka? - Wychrypiał zaszokowany. - Asia?
- No jestem w ciąży. - Mruknęłam zajmując z powrotem miejsce. - Nie widać? - Odwiązałam płaszczyk i pokazałam Włodarczykowi brzuch.
- No trochę Ci się przytyło, ale nie sądziłem, że...
- No to już możesz sądzić. - Okryłam się ponownie.
- Który miesiąc? - Bałam się tego pytania. Dlatego też po prostu milczałam. Wojtek nie dał sobie mydlić oczy. Kucnął obok mnie, położył dłonie na moich policzkach i zmusił mnie, żebym spojrzała mu w oczy.
- Asia, który to miesiąc?
- Piąty. - Odpowiedziałam niepewnie.
Wojtek chwilę coś liczył, po czym jego oczy rozszerzyły się do rozmiaru pięciozłotówek. Otworzył usta, po czym zaraz je zamknął. Widziałam malujące się w jego spojrzeniu nieme pytanie, na które musiałam odpowiedzieć, w końcu i tak by mnie to nie minęło.
- Tak.
- Musisz mu powiedzieć. - Odezwał się poważnym tonem.
- Chyba zwariowałeś. - Parsknęłam pod nosem. - Nie ma nawet takiej opcji.
- On musi wiedzieć!
- Nie. - Odpowiedziałam dobitnie i wstałam. - Jeżeli mu powiesz, to więcej nie zobaczysz mnie na oczy. - Zabolały go moje słowa. - To moje życie i ja będę decydowała jak je przeżyję, jasne?
- Jak chcesz.

Do hotelu wróciliśmy dopiero koło 19. Śmiejąc się głośno wpakowaliśmy się do pokoju. Moje rzeczy już tam były, Seba zostawił je tutaj zaraz po przyjeździe. Niestety nie one przykuły moją uwagę. Na jednym z łóżek siedział nie kto inny jak... Wrona. Na jego widok głos uwiązł mi w gardle, a wszystko co czułam odżyło.
- Cześć Asia. - Krzyknął Karol i od razu do mnie podbiegł.
- Hej. - Uśmiechnęłam się ściągając płaszcz.
- Uuu, komuś się przytyło.
- No tak wyszło, ale spokojnie, jakoś to zrzucę. - Zaśmiałam się.
- Lepiej już zacznij!
- Kłos, odwal się od mojej siostry. - Wojtek zmierzył go wzrokiem.
- Ja jej tylko doradzam!
- Urodzi, to jej się schudnie. - Podsumował Andrzej, który stał już przy drzwiach. Jak widać jest aż nader spostrzegawczy.
- Jesteś w ciąży?! - Krzyknął Karol.
- Jak widać. - Odparłam lekko zmieszana.
- Do jutra. - Rzucił Andrzej i opuścił pokój, mimo głośnego sprzeciwu drugiego środkowego.
- Jesteście jacyś niedorobieni. - Mruknął Kłos pod nosem.

Następnego dnia obudziłam się przed Wojtkiem. Z racji tego, że Kubiak mieszkał sam, do niego wpadł Karol, a ja zajęłam jego łóżko. Była dopiero 6, ale jakoś nie chciało mi się spać.
Po wizycie w łazience, zabrałam się za dojadanie pizzy, która została z wczorajszego wieczora.
Po posiłku ubrałam coś wygodnego i odpowiedniego do panującego za oknem ciepła.


Napisałam jeszcze Wojtkowi kartkę i wyszłam na spacer.
Pozwoliłam, aby nogi niosły mnie same. Zwiedziłam okolicę, obeszłam wszystkie sportowe obiekty, kompleks był naprawdę wielki.
Swoje ostatnie kroki skierowałam na halę. Krocząc korytarzem dobiegł mnie dźwięk odbijanej piłki. Zdziwiło mnie to, ktoś miałby grać o tej porze?
Weszłam jednak boisko i od razu tego pożałowałam. Idiotą, który nie spał o tej porze okazał się środkowy, którego nie miałam ochoty widzieć.
- Już spadam. - Odezwałam się pierwsza i zawróciłam na pięcie.
Niestety, Wrona nie odpuścił i po chwili zatrzymał mnie na korytarzu.
- Zaczekaj, chcę pogadać.
- Nie mamy i czym. - Chciałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił.
- Asia, ja... - Powiedział patrząc mi w oczy. - Nie mogę o Tobie przestać myśleć.
- Andrzej proszę, nie utrudniaj nam tego.
- Nie chcę o Tobie zapominać, wiem jak się zachowywałem, wiem że dawałem Ci do zrozumienia, że to koniec, ale ja tak nie potrafię. - Chwycił moją twarz w dłonie. - Proszę popatrz na mnie. - Spełniłam jego prośbę. - Daj nam ostatnią szansę.
- Ty jesteś z Natalią...
- Nie jestem. - Przerwał mi. - Zerwałem z nią kilka tygodni temu. Okazało się, że wróciła tylko dla pieniędzy.
- Przykro mi. - Tego się nie spodziewałam...
- Nie ma czego, nie zależało mi na niej. - Pogładził moje usta. - Proszę.
- Jestem z kimś. - Powiedziałam cicho, a w moich oczach zebrały się łzy. - I to tak na poważnie.
- Asia... - Podniosłam dłoń i wskazałam na palec, na którym znajdował się pierścionek.
- Spóźniłeś się. - Głos mi zadrżał.
- To jego dziecko?
- Tak...
Siatkarz przymknął oczy i oparł czoło o moje. Z trudem hamowałam łzy, które tak bardzo chciały wydostać się na zewnątrz. Musiałam być silna, musiałam to przejść z honorem.
- Więc to koniec? - Zapytał smutnym głosem.
- Chyba tak.
- Chyba? - Popatrzył na mnie z nadzieją.
- Andrzej proszę, nie utrudniaj tego... - Oparłam czoło o jego ramię.
- Możemy się pożegnać? - Odgarnął mi włosy na bok.
- Tak. - Uśmiechnęłam się lekko.
Środkowy popatrzył mi głęboko w oczy i pogłaskał delikatnie po policzku. Wiedziałam co zamierza zrobić, ale nie byłam w stanie sobie tego odmówić. Kiedy zaczął zbliżać usta do moich wyszłam mu na przeciw i ochoczo odpowiedziałam.



Całowaliśmy się długo i namiętnie. Pieszczota była przesycona nadmiarem zgromadzonych w nas emocji. Buzował pożądaniem, tęsknotą, bólem, był wyjątkowy. Wyjątkowy, bo ostatni. Wrona przytulał mnie do siebie z całej siły, jakby bał się, że zaraz mu gdzieś ucieknę. Oboje nie chcieliśmy, aby się to skończyło. Niestety, kiedyś musiało. Oderwaliśmy się od siebie, dopiero kiedy zabrakło nam powietrza.
- Muszę już iść. - Odsunęłam się do niego i po raz ostatni utonęłam w jego oczach.
- Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał. - Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Żegnaj Andrzej. - Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie.
Dopiero, kiedy znalazłam się w hotelu, pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Opadłam na łóżko i wybuchnęłam głośnym płaczem.
Powiedział to. W końcu to powiedział, a ja po prostu go zostawiłam. Do tego okłamałam, że jestem zaręczona. Po co to zrobiłam? Sama nie wiem.
Teraz nie było już szansy na happy end. Nie tym razem.

...



Przepraszam za błędy, nie chce mi się sprawdzać.



Rozdział dedykuję Em.
Mam nadzieję, że nadrobisz w końcu wszystko, co naskrobałam przez ten czas, kiedy pracowałaś ;*



Nie zabijajcie mnie za to coś u góry, tak miało być od początku. Skargi, zażalenia i odwołania nie będą rozpatrywane!



Win, nie strasz mnie, to nie działa słoneczko ;*



Odsyłam także na Kwasa i Włodiego, którzy powstali na specjalne życzenie Winki, KLIK.



Mam też do Was sprawę. Wiem, że tym blogiem odniosłam niemały sukces, ponad 50 tyś wyświetleń, za które z całego serca dziękuję, ale odczuwam pewien niedosyt. Związany on jest z obserwującymi bloga, jest ich niecałe 30, a wiem, że mogłoby być więcej. Sprawcie mi więc proszę radość i kliknijcie kilka razy, by zaobserwować bloga. Dla Was to nic, ale moje serduszko bardzo się ucieszy. A wtedy też łatwiej mi się pisze. ;)


KOMENTUJCIE


Buziaczki,


~DF.

sobota, 22 sierpnia 2015

Wyjaśnienia.

Jak widzicie, od prawie dwóch tygodni nic się tutaj nie pojawiło. Przyznam szczerze, że epilog na tym blogu powinien się znajdować już mniej więcej od połowy lipca, no ale wyszło jak wyszło.
Prawdę mówiąc, że nie mam teraz w ogóle serca do blogów. Ani do czytania, ani do pisania. Chyba po prostu potrzebuję kilku dni tylko dla siebie. Nie zawieszam tego bloga, po prostu chcę Was poinformować, że nie wiem kiedy coś się tutaj pojawi. Mam już mniej więcej połowę, wiem co chcę żeby zawierała druga, ale nie potrafię tego ubrać w słowa, a Wy zamiast mi to ułatwiać, to mi grozicie :D. Nie no żart , jesteście najlepsi na świecie. <3
Pozwolę sobie teraz serdecznie podziękować anonimowi, który podpisał się jako "Pelucha". Twoje słowa bardzo podniosły mnie na duchu i bardzo się cieszę, że ta historia tak Ci się podoba. :)
Żeby się już nie rozpisywać, mam nadzieję że na mnie zaczekacie, aż ogarnę sobie wszystko powolutku i wrócę do Was silna, zmotywowana i z głową pełną pomysłów. Jedno jest pewne. Przysiądę i naskrobię coś na dniach, jestem Wam to winna.
Życzcie mi tylko weny, niczego więcej nie trzeba.

Wasza oddana jak nigdy,
~DarkFace.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Prośba.

Mam do Was ogromną prośbę. Jeżeli chcecie informować mnie o nowościach na Waszych blogach, to bardzo proszę, żebyście robili to w specjalnie do tego przeznaczonej zakładce. W innym wypadku Wasze komentarze będą usuwane, a jest to naprawdę denerwujące zajęcie.
Kolejny rozdział już niebawem. Tymczasem zapraszam na 1, która pojawiła się u Andersona i Włodarczyka. http://wyborylosu.blogspot.com/2015/08/1kazdy-sen-jest-jak-psychoza-ze.html
Pozdrawiam,
~Azrael.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 15.

Tak jak planowaliśmy, w Krakowie byliśmy grubo przed czasem. Zjedliśmy dobry obiad, po czym Seba podwiózł mnie na umówione spotkanie. Obiecał zaczekać do końca, a później zawieźć mnie do hotelu, w którym miałam być zameldowana. Marzyłam już o chwili tylko dla siebie, miałam ochotę chociaż trochę poleniuchować.
Oczywiście nie obeszło się także bez zwiedzenia galerii. Postanowiłam zmienić ubrania, aby na spotkaniu prezentować się nienagannie, chciałam popracować chociaż chwilę.



Na Tauron Arenie byłam o 15.45. Zostawiłam sobie kilka minut zapasu, gdybym nie mogła znaleźć odpowiedniego gabinetu. Niepewnie pchnęłam jedną ręką szklane drzwi i od razu natknęłam się na ochroniarza.
- Hala jest zamknięta. - Odezwał się zaskoczony, kiedy zarejestrował moją obecność. - Proszę opuścić obiekt.
- Jestem umówiona z Panem Tomaszem Jaśmowiczem. - Odpowiedziałam przystając.
- Zaraz to sprawdzę. - Odburknął starszy mężczyzna, a ja stłumiłam chichot. Entuzjazm wręcz od niego bił.
Rozejrzałam się z zainteresowaniem po przestronnym holu, hala jak hala, nie wiem co ludzi w niej tak urzekało. No ale z fanatykami nie pogadasz i tak nie zmienisz ich podejścia. Czekałam cierpliwie, aż ochroniarz ustali wszystko przez mały mikrofon przypięty do kołnierzyka granatowej koszuli.
- Proszę za mną. - Poinformował mnie w końcu.
Posłusznie podreptałam za mężczyzną w stronę schodów. Wspólnie wspięliśmy się na piętro, po czym zostałam skierowana do odpowiednich drzwi. Przeklinając się za niezażycie leków przeciwbólowych stanęłam przed gabinetem i zapukałam. Słysząc "proszę" pchnęłam drzwi i znalazłam się w jasnym pomieszczeniu. Wszystko urządzone było bardzo nowocześnie.
- Dzień dobry. - Odezwałam się w stronę dość młodego i szczerze mówiąc przystojnego mężczyzny.
- Dzień dobry. - Wstał z przyklejonym do twarzy uśmiechem i wyciągnął w moją stronę dłoń. - Tomasz Jaśmowicz.
- Joanna Włodarczyk. - Uścisnęłam jego rękę, po czym usiadłam na wskazanym przez niego krześle.
- Cóż to się Pani stało? - Zapytał kiwając w stronę gipsu.
- Miałam mały wypadek, na szczęście nic strasznego. - Machnęłam lekceważąco prawą kończyną.
- No dobrze. - Zmierzył mnie wzrokiem. - Zatem zaczynajmy.

Omówienie wszystkiego nie zajęło nam dużo czasu. Ustaliliśmy ile zarobię, wspólnie obeszliśmy pustą w tym momencie halę. Starałam się chłonąć jak najwięcej, ale Tomasz naprawdę nie dawał rady mnie zainteresować. Mimo, że mówił całkiem z sensem, jego paplanina odnośnie wielkości hali, jej możliwości i w ogóle ani trochę do mnie nie trafiała. Chodziło mi tylko o organizację tych cholernych spotkań i zakończeniu tego rozdziału.
Zaczynać miałam następnego dnia o 10. Otrzymałam wszystkie wytyczne odnoście przydzielonego mi hotelu, wręczono mi identyfikator i pokazano gdzie mam się zjawić. Zadowolona opuściłam halę i leniwie skierowałam się do samochodu Sebastiana. Chłopak siedział z przymkniętymi oczami i słuchał na słuchawkach muzyki. Najciszej jak potrafiłam wsiadłam do środka i postanowiłam trochę go nastraszyć. Podnosiłam już rękę, aby zacząć go łaskotać, kiedy ten otworzył oczy i przyjrzał mi się groźnie.
- Ani mi się waż. - Odezwał się zaspanym głosem i wyciągnął z uszu małe korki.
- Dobra. - Mruknęłam zapinając z trudem pas.
- Więc gdzie jedziemy? - Zapytał zakładając okulary na nos.
Podałam mu odpowiedni adres i już po chwili mknęliśmy w odpowiednim kierunku. Droga nie trwała długo, gdyż hotel znajdował się zaledwie kilka minut od hali. Przynajmniej nie musiałam się martwić o to, jak docierać będę do pracy. Spacerek na pewno mi posłuży.
Po dotarciu na miejsce od razu poszłam się zameldować. Wszystko obyło się bez problemu i kilka minut przed 18 wnosiliśmy już wspólnie z Kowalczykiem moje bagaże. Czekałam na górze, aż chłopak doniesie moją ostatnią torbę. W międzyczasie w małej kuchni postawiłam wodę. Miałam ochotę uraczyć się gorącą herbatą, a mojemu towarzyszowi na pewno przyda się kubek mocnej kawy.
- Asia? - Krzyknął zatrzaskując za sobą drzwi.
- Jestem w kuchni. - Wychyliłam głowę zza rogu. - Kawy?
- O, bardzo chętnie. - Uśmiechnął się siadając na jednym z krzeseł.
Szybko przygotowałam dwa napoje, a z bagażu podręcznego wyciągnęłam paczkę ciastek. W końcu coś przegryźć się przyda.
- Daj pomogę Ci. - Obok pojawił się Seba i przejął ode mnie gorące naczynia. W końcu z tą ręką to nie za wiele mogłam zdziałać.
- Częstuj się. - Uśmiechnęłam się siadając naprzeciwko.
- Dzięki. - Upił łyk kawy i odetchnął. - Masz szczęście. - Puścił mi oczko.
- Z powodu? - Podniosłam wzrok znad słodzonej w danym momencie herbaty.
- W tym hotelu są zameldowani siatkarze. - Poruszył zabawnie brwiami, a ja łapczywie wciągnęłam powietrze w płuca. Z tego akurat nie zdawałam sobie sprawy.
- To... - Przełknęłam ślinę i wysiliłam się na uśmiech. - Fajnie.
- Coś nie tak? - Zapytał widząc moją niemrawą minę.
- Wszystko ok. - Zapewniłam i od razu zmieniłam temat.

Mimo tego, że każdy dzień spędzałam na hali, ani jeden raz nie minęłam się z Wroną. Posiłki zamawiałam do pokoju, więc na przypadkowe spotkanie w restauracji szans nie było. Piątkowego poranka obudziłam się z dziwnym przeczuciem. Miałam być na meczu i tam już na pewno spotkanie oszczędzone mi nie zostanie. Wstałam i od razu skierowałam się do łazienki. W kilka minut ogarnęłam swój wygląd, koszulkę Wojtka zmieniłam na luźną koszulkę z nadrukiem, a na tyłek naciągnęłam czarne rurki.
Stojąc przed lustrem dotknęłam niepewnie brzucha. Za jakiś czas nie będę się już mieściłam w ubrania. O ciąży starałam się myśleć na razie jak najmniej, nie to było moim największym zmartwieniem. Za cel obrałam sobie rozmowę z Andrzejem i tego też trzymać się musiałam.
Zdecydowanym krokiem powróciłam do sypialni i chwyciłam do ręki hotelowy telefon. Zacisnęłam klawisz z numerem 1 i czekałam, aż połączy mnie z recepcją. Niestety najwyraźniej nie mieli dziś czasu przyjąć mojego zamówienia. Zmuszona byłam udać się tym razem na dół i tam zjeść śniadanie.
Zamknęłam pokój i podreptałam do windy. Nacisnęłam guzik i czekałam, aż kabina się otworzy. Z racji tego, że było już grubo po 10, miałam nadzieję, że siatkarze opuścili już budynek i pojechali na trening. Szybko dotarłam na parter i odszukałam hotelową restaurację.
Jakie też było moje zdziwienie, kiedy po otwarciu drzwi moim oczom ukazała się grupa kilkudziesięciu wielkoludów siedzących przy stolikach. Nikt nie zwrócił uwagi na moje pojawienie się. Rozważałam nawet opcję wycofania się, ale mój żołądek szczerze buntował się na ten pomysł. Podeszłam więc do okienka i zamówiłam jajecznicę z pomidorami, oraz szklankę soku pomarańczowego.
Z napojem w dłoni ogarnęłam wzrokiem salę. Niestety jedyny wolny stolik znajdował się na samym środku. Podeszłam do niego powoli i odstawiłam szklankę na blat. Dopiero kiedy usiadłam na krześle przyjrzałam się znajdującym się przy stoliku obok osobom. Na moje nieszczęście byli to siatkarze. I to nie byle jacy, grupka w składzie : Kłos, Drzyzga, Nowakowski, Kurek i... Wrona. Ten ostatni siedział z widelcem zatrzymanym w połowie drogi do otwartych ust i patrzył na mnie oczami wielkości pięciozłotówek.
" Tak Andrzejku, ja się Ciebie też tutaj nie spodziewałam." Odezwałam się sama do siebie i z lekkim uśmiechem skinęłam głową w stronę Kłosa.
- Włodarczyk, Ty tutaj? - Krzyknął Karollo i szybko zerwał się z krzesła, aby zamknąć mnie w mocnym uścisku, który skwitowałam cichym śmiechem.
- Tak wyszło. - Puściłam mu oczko.
- Jak miło. - Usiadł na przeciwko, a ja zerknęłam na jego towarzyszy, którzy patrzyli na nas z dziwnym wyrazem twarzy. Jedynie Andrzej nie poruszył się nawet o milimetr. - Ale, że akurat tutaj?
- Dostałam pracę przy organizacji Waszych meczów. - Odparłam opierając się o siedzenie. - No i tutaj mnie zameldowali.
- A no chyba, że tak. - Ogarnął mnie wzrokiem i lekko zmrużył oczy na widok mojej lewej ręki. - Co żeś narobiła? - Zapytał od razu.
- Bliskie zderzenie z asfaltem. - Odpowiedziałam poważnie.
- Te Andrzej. - Kłos odwrócił się w stronę przyjaciela, a ja zamarłam. - Jej nie można samej zostawiać, krzywdę sobie robi!
- Jest dorosła. - Odparł drugi środkowy, który zdążył już doprowadzić się do porządku i aktualnie wstawał od zajmowanego stolika. - Niech sobie radzi. - Dodał jeszcze i nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem, wyszedł.
- Musisz mu wybaczyć. - Zwrócił się do mnie cicho Karol. - Trochę jest nie w humorze.
- Tsa, ciekawe czyja to wina. - Rzuciłam z przekąsem.
- No nie żeby coś... - Popatrzył na mnie znacząco. - Ale troszkę przegięłaś.
- Karol. - Westchnęłam patrząc na chłopaka. - Nie praw mi kazania jak Wojtek.
- Zastanów się po prostu, czy nie żałujesz. - Posłał mi pokrzepiający uśmiech. - A teraz wybacz, obowiązki wzywają.
Dopiero teraz zauważyłam, że zostaliśmy sami. Wszyscy zdążyli już restaurację opuścić.
- Jasne, nie zatrzymuję Cię. - Pomachałam mu. - Do zobaczenia później.
- Później? - Zapytał zdziwiony.
- Będę na meczu.

Pierwsze spotkanie Polaków z Lidze Światowej rozpocząć się miało o 20.25. Ich przeciwnikami mieli być Rosjanie. Poproszono mnie, abym pojawiła się na nim już o 18 i dopilnowała ostatnich poprawek.
Na 15 byłam umówiona w znajdującym się nieopodal hotelu salonie fryzjerskim. Chciałam jakoś wyglądać, a o włosy aktualnie szczegółowo zadbać nie miałam jak. Stawiłam się więc na miejscu i pozwoliłam, aby to fryzjerka zabawiła się dziś moimi przydługimi już kosmykami. Mimo wszystko je lubiłam i wizja pozbycia się ich ani trochę nie przypadła mi do gustu. Poddałam się więc zabiegowi i niecierpliwie czekałam na końcowy efekt.


Zaraz po powrocie od fryzjera zajęłam się swoim makijażem. Ciemne cienie, kreska, mocno wytuszowane rzęsy i krwistoczerwone usta. Byłam zadowolona z tego jak wyglądałam. Pozostało mi jedynie zmienić ubrania i mogłam wybywać. 
Z racji tego, że trochę czasu jeszcze miałam zamówiłam obiad i skonsumowałam go przeglądając w międzyczasie jakąś gazetę. Nie wiedziałam nawet, kiedy uciekła mi godzina. Kiedy zerknęłam na zegarek, mało nie dostałam zawału. Była już 17.20, a ja nie byłam gotowa do wyjścia. 
Czym prędzej zgarnęłam przygotowane ciuchy i biegiem rzuciłam się w stronę łazienki. Że też ja zawsze muszę zostawiać sobie wszystko na sam koniec.


Punkt 17.30 wyszłam z pokoju i trochę spokojniej ruszyłam na halę. Póki co nie miałam się czego obawiać.
Na miejscu byłam kilka minut przed czasem, ale roboty nie brakowało. A to ktoś nie podłączył któregoś z reflektorów, a to stolik nagle sam się przestawił. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik najpóźniej do 19. Wszyscy uwijali się z niesamowitą prędkością i o dziwo udało się nam zdążyć.
Lekko zasapana zajęłam miejsce, jakie przypadło mi dzisiejszego dnia. W tłumie, który z minutę na minutę starałam się odszukać znajomą sylwetkę pewnego przyjmującego. Wiedziałam, że Wojtek ma się pojawić, niestety nie dane mi było go przed meczem odszukać.

Ku uciesze znajdujących się na hali kibiców, spotkanie rozstrzygnęło się na korzyść Polaków, którzy pokonali Rosjan w szybkim, trzysetowym spotkaniu. Starałam skupić się na grze orzełków, jednak nie przychodziło mi to łatwo. Moje myśli krążyły wokół pewnego środkowego i tego, o czym zamierzałam mu powiedzieć.
Po ostatnim gwizdku na trybunach zawrzało. Każdy cieszył się jak mógł. Chłopcy ładnie podziękowali za przybycie i rozsiedli się na parkiecie. Czekało ich jeszcze rozciąganie.
Czekałam cierpliwie, aż skończą. W końcu chciałam dziś odbyć tą jakże ważną rozmowę. Siatkarze zaczęli się rozchodzić, a ja ruszyłam za dwójką środkowych. Karol z racji kontuzji w meczu nie brał udziału, ale dzielnie towarzyszył kolegom i dopingował ich ile sił w płucach.
W korytarzu prowadzącym do szatni nie było już ludzi. Szybko więc zagrodziłam im drogę i zadarłam głowę, aby spojrzeć jednemu w twarz.
- Możemy porozmawiać? - Zapytałam cicho.
- Chyba nie mamy o czym. - Uciekł wzrokiem i chciał odejść.
- Sądzę, iż jednak mamy. - Chwyciłam go za rękę. Nie mogłam odpuścić.
- To ja Was zostawię. - Odezwał się Karol i tyle go widzieli.
- Słucham. - Zapytał Wrona i cofnął się o krok zakładając ręce na piersi.
- Bo ja... - Zaczęłam niepewnie. - Chyba się pomyliłam.
- Ciekawe z czym. - Prychnął.
- Andrzej, bo ja... - Odetchnęłam i popatrzyłam mu prosto w oczy. Teraz albo nigdy. - Jestem...
- Wronka! - Pisnął ktoś za nami, a ja raptownie odwróciłam się w stronę damskiego głosu. Ku nam zmierzała niska, wytapetowana blondyneczka. Uniosłam brwi ku górze, kiedy dziewczyna dopadła chłopaka i zarzuciła mu ręce na szyję. - Wygraliście!
- Tak Nati, wygraliśmy. - Uśmiechnął się uroczo i pocałował ją mocno. Dobrze wiedział, że patrzę. Poczułam jedynie, jak moje serce rozpada się na milion małych kawałeczków. Nie mogłam się ruszyć. - Więc co chciałaś? - Zwrócił się do mnie po chwili.
- Nic. - Odparłam drżącym głosem i czym prędzej skierowałam się w przeciwną stronę.
Moje pole widzenia było znacznie ograniczone, przez cisnące się do oczu łzy. Nic więc dziwnego, że na zakręcie z kimś mocno się zderzyłam. Gdyby nie pomoc, owego ktosia, zapewne zaliczyłabym bliskie spotkanie z ziemią. Czując znajome perfumy zaszlochałam cicho i wtuliłam się w brata.
- Wojtuś... 
- Nic nie mów. - Przytulił mnie mocno i pociągnął mnie w kierunku wyjścia. 
Do końca towarzyszył nam dźwięk śmiejącej się towarzyszki Wrony.
...

Tak jak mówiłam już wcześniej, rozdział dedykuję Win. Ją obwiniajcie za coraz to nowsze problemy.
Za błędy przepraszam, nie mam siły już poprawiać.
Zapraszam także na moje TOP 10, które znajduje się w poprzednim poście, oraz do bohaterów, gdzie pojawiły się już nasze nowe postacie.
Oceniajcie i zostawcie po sobie jakiś ślad <3
W zakładce "Moja inne dzieci" pojawił się link do bloga, na którym znajdziecie wszystko co zdążyłam w ostatnim czasie stworzyć, a trochę tego jest :3
Pozdrawiam

~Azrael.