Po chwili otworzyłam oczy. Na szczęście jadący wprost na mnie samochód nie mknął po drodze z morderczą prędkością i ledwo co mnie drasnął. Niestety jak zwykle miałam pecha. Niefortunnie upadłam na lewą rękę, która teraz niemiłosiernie mnie bolała. Przełknęłam z trudem ślinę i drżącą dłonią przetarłam oczy.
Byłam przerażona. Przez chwilę bałam się, że umrę. Co najdziwniejsze, nie przeszkadzało mi to, że mogłoby mnie już na tym świecie nie być. Lękiem napawała mnie świadomość, że już nigdy GO nie zobaczę. Nie poczuję JEGO silnych ramion mocno mnie obejmujących, nie poczuję słodyczy JEGO ust, nie będę mogła utonąć w JEGO pełnym uczucia spojrzeniu...
Że też ja głupia zrozumiałam to dopiero teraz, brawo Włodarczyk! Poczułam jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, a myśli przelatywały przez mój umysł, jakby brały udział w szaleńczym maratonie.
To wszystko musiało być zaledwie sekundą, jednym mrugnięciem. Sebastian padł obok mnie na kolana, krzyczał moje imię. Jego głos dochodził z daleka. Nie chciałam go tutaj, nie chciałam go wiedzieć. Gdyby się nie pojawił... Kto wie co teraz by było? Może już dawno wyjaśniłabym wszystko z Andrzejem? Powoli spojrzałam na niego kompletnie ignorując to, że domagał się ode mnie odpowiedzi na jakieś pytania.
Zacisnęłam zęby i głowę zwróciłam w stronę samochodu. Od razu też poznałam do kogo należy, że też akurat ona musiała się tutaj napatoczyć. Poczułam, że moja warga drga lekko, kiedy dziewczyna pośpiesznie opuszczała wnętrze pojazdu. Podbiegła do mnie z wielkim szokiem wymalowanym na twarzy. Adrenalina działała jak nic.
- Nic Ci nie jest?! - Krzyknęła kucając obok Sebastiana. Delikatnie pokręciłam głową, nie byłam jeszcze w stanie odpowiedzieć.
- Idiotko! - Zwrócił się do niej chłopak. - Popatrz co narobiłaś!
- Seba... - Odezwałam się słabo. - To moja wina.
- Nie Twoja, to ona jechała za szybko!
- Nie wiem. - Olivia wzruszyła ramionami i zacisnęła drżące dłonie w pięści. - To się stało tak szybko...
- Nie przejmuj się. - Próbowałam się uśmiechnął i powoli uniosłam się do pozycji siedzącej.
- Wezwę pogotowie. - Od razu zareagował Kowalczyk.
- Nie! - Chwyciłam go pośpiesznie za ramię. - Nie chcę problemów, a oni od razu wezwaliby policję.
- Asia, musimy to zgłosić... - Próbowała mnie przekonać młoda Conte. - Muszą Cię zbadać.
- Nie. - Wyszeptałam ze łzami w oczach. - Nie chcę...
- Pozwól się chociaż zawieść na pogotowie. - Popatrzyła mi w oczy. - Proszę... Chcę wiedzieć, że nic Ci nie jest. Wojtek chyba by mnie zabił, gdyby się okazało, że Cię nie dopilnowałam.
Kiwnęłam lekko głową na znak zgody. Nie chciałam się kłócić, zwłaszcza że ból w ręce stawał się oraz dotkliwszy. Z pomocą szatyna stanęłam na chwiejnych nogach i doczłapałam jakoś do samochodu. Chłopak posadził mnie w środku i przypiął do fotela pasami, a Olivia w tym czasie pozbierała to, co wysypało mi się z toreb. Oparłam głowę o siedzenie i próbowałam unormować przyśpieszony oddech. Kręciło mi się lekko w głowie, chociaż nie uderzyłam nią nigdzie, na pewno to z nadmiaru emocji.
Obawiałam się, że w szpitalu czeka nas wielogodzinne siedzenie, jednak poczułam się miło zaskoczona, kiedy do sali weszłam po niecałej godzinie. Niepewnie usiadłam na stołku i podtrzymując delikatnie lewą kończynę spojrzałam na starszą kobietę, która kończyła wypisywać coś w kartotece.
- Cóż więc panienkę do mnie sprowadza? - Zapytała ciepło podnosząc wzrok znad kartek i przyglądając mi się spod czarnych oprawek kwadratowych okularów.
- Ja... - Zaczęłam cicho i przejechałam językiem po spierzchniętych wargach. - Miałam mały wypadek.
- Co się konkretnie stało? - Podeszła do mnie od razu i zaczęła oglądać moje lekko poranione kolana.
- Jechałam na rolkach i się wywróciłam. - Wymyśliłam na szybko. - Upadłam na rękę i ona teraz strasznie boli.
- Rozumiem. - Syknęłam, kiedy kobieta dotknęła mojego lewego ramienia. - Proszę za mną. - Nakazała kierując się do pomieszczenia obok.
Posłusznie podążyła za nią i wspólnie znalazłyśmy się w gabinecie służącym do wykonywania prześwietleń. Na szczęście dzięki temu, że miałam koszulkę z krótkim rękawem nie musiałam zdejmować ubrań. Lekarka najdelikatniej jak tylko umiała ułożyła moją lewą rękę na stole i szybko udała się do kantorka, w którym uruchomiła rentgen. Prześwietlenie nie trwało długo, toteż od razu mogłam wrócić do poprzedniego gabinetu.
Kilka minut zajęło, zanim blondynka wróciła z wywołanym już zdjęciem. Popatrzyła na niego chwilę i cmokając pod nosem pokiwała głową, jakby potwierdzając swoje przypuszczenia. Czekałam niecierpliwie na diagnozę.
- No tak, ma Pani szczęście, nastawiać nie trzeba, ale kończyna jest złamana. - Usiadła na krześle naprzeciwko. - Muszę założyć Pani gips i skieruję Panią jeszcze na dół na USG i tomografię.
- Jest to konieczne? - Zapytałam zdziwiona. - Przecież nic mi nie jest.
- Zawsze się tak mówi. - Mrugnęła do mnie. - Ale taki niby nie wypadek czasem więcej złego przynosi i lepiej dmuchać na zimne. Za godzinkę będę miała Panią calutką przebadaną i będzie Pani mogła bezpiecznie wrócić do domu, a ja zostanę tutaj z czystym sumieniem, że niczego nie ominęłam.
Westchnęłam w odpowiedzi i chcąc nie chcąc zgodziłam się na zrobienie dodatkowych badań. W krótkim czasie na mojej ręce zagościł gips. Musieli mi oczywiście usztywnić dwa stawy, a więc o jeździe samochodem nie było nawet mowy. Zdenerwowana na samą siebie podążyłam na dół, gdzie Pani doktor z pomocą młodego lekarza zrobiła mi tomografię, a następnie wysłała na szczegółowe USG całej jamy brzusznej. Nie zwracałam uwagi na to, co działo się wokół mnie. Jedyną rzeczą, którą próbowałam poskładać jakoś w całość, był fakt, że mimo wszystko muszę w poniedziałek na czas znaleźć się w Krakowie. Nie miałam pojęcia jak tego dokonam, chyba czas zaprzyjaźnić się z przejazdami komunikacji publicznej.
Po dłuższym czasie, cała przebadana czekałam na ostatnie wyniki. Oglądałam akurat jakąś tablicę w gabinecie, kiedy weszła do niego znana mi już kobieta. Gestem dłoni nakazała mi zajęcie miejsca, więc uczyniłam to od razu. Chciałam stąd już wyjść.
- Miała Pani dużo szczęścia. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. - Nic się nie stało, ale następnym razem musi Pani bardziej uważać.
- Tak, wiem. Na pewno będę.
- Sama Pani rozumie, że nie chodzi już tylko i wyłącznie o Pani zdrowie, więc nawet ruch proszę wykonywać w umiarze, ale o tym już chyba powinna Pani porozmawiać z lekarzem prowadzącym. - Popatrzyłam na nią unosząc lekko brwi.
- Nie rozumiem?
- No jak to. - Zdziwiła się. - Chyba nie chce Pani zaszkodzić maleństwu.
- Ma... - Zająkałam się. - Jakiemu maleństwu? - Zapytałam słabym głosem
- No jest Pani w ciąży. Dokładniej mówiąc zaczyna Pani szósty tydzień. - Popatrzyła na mnie dziwnie. - Nic Pani nie wiedziała?
- Nie. - Wyjąkałam.
- W takim razie gratuluję! - Zaśmiała się serdecznie. - Niech Pani szybko powiadomi szczęśliwego tatusia, bo czeka już niecierpliwie na tym korytarzu i co chwilę o Panią pyta.
- Dobrze. - Odpowiedziałam cicho. Gdyby tylko wiedziała... - Czy to wszystko?
- Tak. - Potwierdziła. - Niech Pani przyjdzie na kontrolę z tą ręką za pięć, może nawet sześć tygodni. - Podała mi wypisaną przed chwilą receptę. - A tutaj ma Pani leki, które powinny złagodzić ten ból, oczywiście nie zaszkodzą dziecku.
- Dziękuję. - Wstałam.
- Do zobaczenia pod koniec lipca. - Uścisnęła mi zdrową dłoń. - I szczęścia życzę.
- Dziękuję. - Powtórzyłam i skierowałam się do wyjścia. - Do widzenia.
Najszybciej jak umiałam opuściłam gabinet, a zaraz potem niemal biegiem podążyłam do wyjścia. Zignorowałam deptającego mi po piętach Sebastiana. Dopiero, kiedy znalazłam się przy samochodzie Olivii odetchnęłam. Musiałam pozbierać myśli, wtedy dopiero będę mogła zdecydować co dalej zrobić z tym fantem.
- I co powiedzieli, powiesz nam w końcu? - Zapytała podirytowana przyjaciółka, kiedy wszyscy znajdowaliśmy się już we wnętrzu jej pojazdu.
- Wszystko w porządku. - Skłamałam siląc się na normalny wyraz twarzy. - Rękę mam złamaną, kontrola pod koniec lipca i tyle. - Wzruszyłam ramionami.
- Na pewno? - Zapytał podejrzliwie szatyn. - Wyglądałaś, jakbyś wyrok śmierci otrzymała, jak wychodziłaś.
- Prawie. - Prychnęłam cicho, tak aby nie usłyszeli.
- Co mówiłaś? - Olivia zerknęła na mnie opuszczając parking.
- Nie, nic. Wszystko okej. - Zamilkłam odwracając twarz w stronę okna.
Wieczorem leżąc w łóżku starałam się pozbierać wszystkie fakty do kupy. Sebastian uparł się, że zostanie ze mną dziś na noc, żeby w razie potrzeby móc mi pomóc. Nie miałam na to ochoty, jednak dziewczyna Wojtka postawiła mi jasne ultimatum. Albo Kowalczyk zostanie na noc, albo zadzwoni i opowie wszystko mojemu bliźniakowi. Miałam ochotę ją uszkodzić, ale w końcu wybrałam mniejsze zło. Nie chciałam wysłuchiwać kazania Włodarczyka na temat "jaka to jesteś nieodpowiedzialna". Na kilka dni miałam go dość.
Umyta ułożyłam się pod miękką pościelą i wtuliłam twarz w poduszkę, która w dalszym ciągu przesycona była zapachem JEGO perfum. Andrzej... No właśnie, co mam zrobić.
Łącząc wszystko do kupy, doszłam do wniosku, że byłam cholernie lekkomyślna. Nie wiem co uśpiło moją czujność, ale zapomniałam brać tabletki, a z Wroną jakoś nie zawsze pamiętaliśmy, aby się zabezpieczać w inny sposób. Chcąc więc, lub też nie już za nie całe osiem miesięcy zostanę samotną matką dziecka, którego ojca pogoniłam, ponieważ bałam się rodzącego się między nami uczucia. Nie wróć, ja się przeraziłam tego, że to uczucie towarzyszyło nam już na początku. To nie była zwykła, przelotna znajomość, Wrona był dla mnie kimś więcej, a kiedy próbował uświadomić mnie w swoich uczuciach, ja najzwyczajniej w świecie kazałam mu spieprzać. A więc po dwóch miesiącach znajomości kończę sama, nieszczęśliwie zakochana i do tego z brzuchem.
Tak przyznałam to, kocham go. Kocham go jak skończona idiotka, a mimo to zaraz po tym, jak kazałam mu wynosić się ze swojego życia wskoczyłam do łóżka innemu. Brawo ja! Na tak genialny plan nikt o zdrowych zmysłach wpaść nie mógł i oczywiście tylko ja takiego pecha mieć mogłam.
Niestety co się stało, to się nie odstanie, dziecko przecież od tak nie zniknie. Właśnie, dziecko...
Dotknęłam niepewnie płaskiego brzucha i poczułam, jak moje serce ogarnia dziwne uczucie. Sama nie wiedziałam do końca, czy to radość, przerażenie, czy może jeszcze coś innego. Niepewność wywołana świadomością, że środkowy powinien się o wszystkim dowiedzieć nie trwała długo. Musiałam jak najszybciej się z nim skontaktować. Nie była to jednak rozmowa na telefon. Postanowiłam złapać go jakoś zaraz po tym, jak znajdę się w Krakowie.
Byłam zbyt wyczerpana po dzisiejszym dniu, by zaprzątać sobie głowę czymś jeszcze. Odpłynęłam zaraz po tym, kiedy moje ciążące powieki opadły w dół.
Sobota powitała mnie dość chłodno. Za oknem znowu szalał deszcz, a temperatura w ogóle nie zwiastowała mających rozpocząć się już za miesiąc wakacji. Zaspanymi oczyma zerknęłam na zegar i zorientowałam się, że spałam stanowczo zbyt długo. Dochodziła już 10. Z cichym westchnieniem zebrałam swoje szanowne cztery litery i z przygotowanymi ubraniami udałam się do łazienki.
Szybko, przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mi zagipsowana ręka odbyłam poranną toaletę, nie przejęłam się makijażem na dzień dzisiejszy, jedynie włosom nadałam jakikolwiek wygląd. Nie miałam zamiaru opuszczać dziś tych przytulnych ścian. Dopiero na koniec naciągnęłam na siebie luźny zestaw.
W miarę zadowolona opuściłam pomieszczenie i powłócząc nogami zeszłam do kuchni. Już od progu przywitał mnie przyjemnie drażniący nos zapach smażonych naleśników. Czyżby mój towarzysz cierpiał na jakieś zboczenie związane z opieką praktycznie nieznajomej dziewczyny, którą udało mu się cudem zaliczyć? Samą rozbawiło mnie to stwierdzenie i chichocząc pod nosem opadłam się o blat szafki.
- O dobrze, że jesteś. - Zauważył mnie chłopak. - Miałem Cię właśnie wołać na śniadanie.
- A co to za dzień dobroci dla zwierząt? - Zapytałam kładąc na stoliku twa talerze.
- No śniadania zrobić nie można? - Zapytał patrząc na mnie z przekąsem.
- Jakiś powód, w który uwierzę?
- Czuję się winny, okej? - Zerknął na mnie nakładając posiłek. - To moja wina, że chciałaś przejść przez tą ulicę.
- Szkoda, że tylko to jest dla Ciebie problemem. - Prychnęłam.
- Słuchaj. - Podparł się pod boki. - Nie będę Cię przepraszał za to, że nie umiałem się opanować, kiedy niemal wskoczyłaś mi do łóżka! Okej, może to nie było w porządku, bo nie byłaś do końca przytomna, ale mimo wszystko zauważ proszę własną winę w tym wszystkim. - Popatrzył na mnie dobitnie i z pełnymi talerzami udał się w stronę stołu.
Przytaknęłam lekko głową, w sumie miał rację. Wyciągnęłam jeszcze sztućce i zajęłam miejsce obok niego. W ciszy zaczęliśmy konsumować śniadanie, które muszę przyznać, było przygotowane wyśmienicie. No po prostu niebo w gębie! Rozkoszowałam się smakiem i zadowolona odsunęłam pusty już talerz. Stanowczo za szybko pochłonęłam wszystko, co było dla mnie przewidziane.
- Co Ty się głodzisz, że tak szybko to wsunęłaś? - Zapytał Sebastian ze śmiechem.
- Bardzo zabawne. - Prychnęłam. - Tobie też to długo nie zajęło. - Wskazałam na jego talerz.
- No racja. - Przyznał mi. - To teraz powiedz, czego się dowiedziałaś wczoraj.
- W jakim sensie?
- No u lekarza. - Westchnął zakładając ręce na piersi. - Przy Olivii rozmawiać nie chciałaś, ale teraz chcę żebyś mi wszystko wyjaśniła w ramach rewanżu za to pyszne śniadanko.
- Myślisz, że to wystarczy, żebym zaczęła Ci się zwierzać? - Zaśmiałam się odwracając krzesło w jego stronę.
- Mam nadzieję. - Poruszył zabawnie brwiami. - Dobra, mów.
- Nie ważne w sumie...
- Ej no tak się nie bawimy. - Pogroził mi palcem. - Wal śmiało.
- Nie chcę o tym gadać, szczególnie z Tobą. - Mruknęłam niezbyt zadowolona.
- Będziemy tutaj siedzieć dopóki się wszystkiego nie dowiem. - Zagroził.
- Jesteś niemożliwy. - Przewróciłam oczami.
- Często to słyszę. - Na jego twarzy wymalował się pełen zadowolenia uśmiech.
- Jestem w ciąży. - Wyrzuciłam z siebie z prędkością karabinu maszynowego.
- Co? - Zapytał wytrzeszczając oczy ze zdziwienia.
- No jestem w ciąży. - Powtórzyłam głośniej. - Takie to dziwne?
- Ale... Ale że z kim?
- No na pewno nie z Tobą. - Popatrzyłam na niego z lekką kpiną. - Z tym gościem, którego sama zostawiłam, mimo że mi na nim zależy.
- Więc to napraw?
- To nie takie proste...
- Wszystko jest proste, jeżeli tylko tego bardzo chcesz. - Dotknął lekko mojego ramienia. - Porozmawiaj z nim.
- Chodzi o to, że łączył nas tylko układ...
- Łóżko i nic więcej? - Strzelił od razu, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Ale on się zaangażował, a Ty bojąc się czegoś więcej kazałaś mu spieprzać? I teraz żałujesz?
- Skąd wiesz? - Zapytałam zaskoczona.
- Sam to kiedyś przeszedłem. - Odpowiedział cicho. - Ale Ty musisz to naprawić. Dawaj, dzwoń żeby tutaj przyszedł.
- Wyjechał do pracy. Pogadam z nim dopiero, jak sama dojadę na miejsce.
- A kiedy masz tam być? - Zapytał. - I gdzie to w ogól?
- W Krakowie, mam być w poniedziałek po południu. - Westchnęłam. - Tylko...
- Tylko co? - Domagał się pełnej odpowiedzi.
- Nie wiem jak tam dojadę w obecnym stanie. - Podniosłam w górę uszkodzoną rękę.
- Zawiozę Cię. - Zaoferował od razu. - I nie zaprzeczaj. - Uciszył mnie gestem dłoni, kiedy już chciałam zaprotestować. - Chociaż tak odpokutuję swoje grzechy.
- Niech będzie. - Uśmiechnęłam się w podzięce.
Niedzielę spędziłam na intensywnym pakowaniu. W końcu do Krakowa wyjeżdżałam na dłuższy czas i będę potrzebowała naprawdę sporo rzeczy. Ostatecznie skończyłam z dwoma wielkimi walizkami, wypchaną torbą i sporą torebką podręczną. No ale co poradzić, kiedy rzeczy zajmują tak wiele miejsca, niczego przecież brakować mi nie mogło. Zadowolona z tego, że skończyłam przed 19 postanowiłam wyprasować szybko ubrania na jutro. Z żelazkiem uporałam się w niecałe 10 minut, później szybki prysznic i padłam na łóżko bez sił.
W poniedziałek zaspałam... Z Sebastianem umówiona byłam na 8, chłopak chciał w Krakowie spędzić ze mną jeszcze kilka godzin. Ostatecznie wstałam o 7.40. W ekspresowym tempie odbyłam poranną toaletę, zrobiłam jakoś wyglądający makijaż, a włosy przejechałam kilka razy szczotką. Byłam w samej bieliźnie, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Klnąc pod nosem szybko naciągnęłam przygotowane już ubrania i pobiegłam otworzyć.
- Wybacz, ale... - Zaczęłam od razu.
- Zaspałaś. - Zaśmiał się Kowalczyk. - Trzymaj. - Podał mi małą, papierową torebeczkę.
- A co to? - Zapytałam otwierając pakunek. W środku były dwie kanapki i butelka wody.
- Śniadanie, w końcu musisz się zdrowo odżywiać. - Mrugnął do mnie. - Czekaj tutaj, ja idę po Twoje rzeczy.
Pokiwałam głową i szybko zaniosłam bagaż podręczny do samochodu szatyna. Chłopak pojawił się obok już po chwili. Po jego minie widziałam, że przeklina kobiety za posiadanie takiej ilości przedmiotów.
- Nic nie mów. - Zaśmiałam się zamykając dom.
- Nie mam zamiaru. - Odburknął siadając za kierownicą. Ze śmiechem zajęłam miejsce na fotelu pasażera i zapięłam się pasami bezpieczeństwa. - Wszystko masz? - Zapytał odpalając.
- Tak. - Pokiwałam głową wgryzając się w kanapkę.
- Na pewno? Nie będę się wracał. - Ostrzegł.
- Yhmm... - Przełknęłam szybko. - Jedź wreszcie.
- Się robi.
...
No w końcu coś tutaj naskrobałam... Przepraszam za taką długą przerwę, ale od rana do wieczora pracuję i ilekroć chciałam coś napisać, brało mnie spanie...
Za jakiekolwiek błędy przepraszam, nie chciało mi się szczegółowo sprawdzać ;)
Nieskromnie przyznam, że strasznie mi się podoba, no ale oceńcie sami <3
Tak miało być od początku, więc spokojnie :D Wszystko było planowane z góry :3
Nie spodziewajcie się rychłego happy end'u ;)
Pozdrawiam i całuję,
~Azrael.